- Czy polski obywatel ma w tym kraju coś do powiedzenia i czy jest w stanie jeszcze się bronić? - pytają oburzeni mieszkańcy rejonu al. Krzyżanowskiego. - Czy urzędnik jednym gestem może zniszczyć czyjeś życie? - dodają rozgoryczeni. W Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym została złożona skarga na lokalizację drogi gminnej z mocy tzw. specustawy z 10 kwietnia 2003 roku. Zostanie ona rozstrzygnięta w najbliższych dniach. Wtedy też okaże się, czy władze Rzeszowa miały prawo lokalizować drogę na prywatnych działkach pod oknami domów właścicieli, posiadając obok rozległy, niezabudowany teren gminy nadający się pod tę inwestycję. - Pomimo licznych protestów, ponad tysiąca podpisów osób sprzeciwiających się budowie drogi przez osiedle mieszkaniowe, kolejnych odwołań i skarg do prezydenta Rzeszowa, radnych, Wydziału Architektury, Biura Rozwoju Miasta Rzeszowa i wojewody podkarpackiego, nasze prośby nie zostały uwzględnione - mówią mieszkańcy. - Nie doceniono też powagi sądu i nie czekając na rozstrzygnięcie, rozpoczęto budowę drogi. Liczą na sprawiedliwość - W listopadzie 2008 roku wnieśliśmy skargę na budowę drogi do nadzoru budowlanego - opowiadają mieszkańcy. - Do tej pory nie podjęto żadnych działań. W sytuacji, w której wszystkie organy administracji do których się zwrócili zawiodły, ludzie liczą na sprawiedliwe rozstrzygnięcie sądu. - Sprawa jest w sądzie, a drogę i tak budują - mówią rozgoryczeni. - Jaki jest sens takich działań? To oznacza, że obywatel nie ma nic do powiedzenia, a urzędnicy zrobią, co zechcą. Krzysztof Kuchta