Kanalizacje, nowe, szersze drogi, oświetlenie uliczne - tysiące mieszkańców życzy sobie nowych rozwiązań, z niecierpliwością śledzi plany miasta i jego możliwości budżetowe. Sami też wnioskują o niektóre prace i skarżą się, kiedy się opóźniają. Procedury trwają długo, przeciągają się czasem z winy urzędników i projektantów. Nie brakuje też sytuacji kiedy mieszkańcy komplikują sprawy, nie wyrażając zgody na prace, które im samym mają polepszyć warunki życia. Rozdział kanalizacji, czyli rozdzielenie kanalizacji ogólnospławnej na sanitarną i deszczową - kosztowne i trudne zadanie inwestycyjne rozpoczęło się w Krośnie w tym roku. Mieszkańcy, a w szczególności kierowcy już odczuli to na własnej skórze. Inwestycja jest konieczna, bo dzięki temu do oczyszczalni ścieków razem z nieczystościami nie będzie płynęła deszczówka. Wody opadowe odprowadzone zostaną bezpośrednio do rzek. Przy okazji znikną też wielkie kałuże na ulicach po gwałtownych opadach deszczu. Każde indywidualne gospodarstwo musi być włączone do nowej sieci. Drugi etap rozdziału kanalizacji zaplanowano na kolejne lata. Mimo utrudnień dla kierowców, mieszkańcy cieszą się z inwestycji... pod warunkiem, że nie oznaczają przekopania ich ogrodu. Koszty tych prac ponosi Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Krośnie. Mieszkańcy muszą się tylko zgodzić na wejście ekipy na swoje posesje. - Mamy z tym problem. Musimy kopać po zagospodarowanych prywatnych działkach w centrum miasta. Mieszkańcy nie wyrażają zgody na wejście w teren - informuje Barbara Stryszowska z Wydziału Inwestycji Urzędu Miasta Krosna. Sprawa jest skomplikowana, bo pozostawienie któregoś z domów ze starą kanalizacją wpiętą do sieci ogólnospławnej mija się z celem całej inwestycji. Dlatego urzędnicy robią wszystko, żeby mieć zgody mieszkańców. - Odcinki kanalizacji, na których wykonanie nie ma zgód, będą wyłączane z realizacji. Wykonanie ich będzie możliwe w późniejszym terminie, ale niestety na koszt właściciela posesji - dodaje Barbara Stryszowska. Często brakuje racjonalnych argumentów na sprzeciw wobec takich inwestycji. Głównie chodzi o sąsiedzkie spory czy zatargi z urzędnikami sprzed kilkudziesięciu lat. - Najgorzej jest, kiedy projektant uzyska już wszystkie potrzebne decyzje: środowiskową, lokalizacyjną i pozwolenie na budowę. I nawet jeśli właściciel podpisał wcześniej zgodę, teraz nie chce wpuścić ekipy na działkę - przytacza Kazimiera Kamińska, naczelnik Wydziału Inwestycji. Okazuje się też, że w ciągu kilku lat opracowywania potrzebnych dokumentów kilkanaście posesji zmieniło właściciela. Wtedy cała procedura znów się przeciąga, wnioskowanie o zgodę na czasowe wejście w teren rozpoczyna się od nowa. Nowi właściciele nie wyrażają na to zgody, mimo że działka została kupiona z wszystkimi zaciągniętymi wcześniej zobowiązaniami. Jedynym rozwiązaniem na przyspieszenie działań jest czasami przekopanie drogi, zniszczenie nawierzchni, co z kolei spotyka się z oburzeniem kierowców.