Kto nie sprawdzi, może sobie i innym narobić sporych kłopotów. Takie kłopoty ma teraz Ryszard Dygul, który boi się, że ci, którzy niefrasobliwie kupili działki bez dojazdu, zmuszą go wyrokiem sądu do tego, by oddał część swej wąskiej posesji na poszerzenie drogi i miał ją niemal w domu! Ryszard Dygul kupił wąską działkę przy ulicy Węgierskiej w Przemyślu lata temu. Postawił dom. Naprzeciwko dom zbudowali Buksowie. Ze swoich działek wydzielili część gruntu na drogę dojazdową do swych posesji. Powyżej nie było domów. I żyli sobie spokojnie. Także wówczas, gdy pan Buksa sprzedał część swej ziemi pod budowę dwóch nowych domów. Sąsiedzi dogadali się polubownie. - Owszem, coś tam się zdemolowało przy tych budowach, ale zaraz zostało naprawione - mówi Ryszard Dygul. - Co będzie teraz, nie wiem. chyba przyjdzie dom zburzyć - mówi ze smutkiem. Chcą tej drogi, bo... tak chcą? Działka Dygula jest wąska, więc jego dom stoi zaraz przy wąskiej drodze dojazdowej, praktycznie ma ją pod oknami. - Tu ruchu dużego nie ma, więc człowiek się jakoś przyzwyczaił - mówi gospodarz. Kłopoty zaczęły się, gdy właściciel pól powyżej ich działki odrolnił je i sprzedał, jako działki pod budowę. W decyzji prezydenta miasta jest jasno napisane, że te działki można sprzedać, ale po ustanowieniu drogi do nich. Były właściciel pól sprzedał je jednak bez tej "drobnostki", a ludzie, którzy działki kupili, chcą tam budować swoje domy. Normalne, tyle że... - Koniecznie chcą, by ta droga do ich działek biegła tutaj, koło mego domu - wyjaśnia Dygul. - Wiem nawet dlaczego - dodaje. - Bo tu już część drogi jest utwardzona. Ale nie myślą o tym, że 30 metrów dalej jest pusty teren, na którym można wytyczyć drogę, którą swobodnie mogłyby dojeżdżać ciężarówki z materiałem na budowę ich domów - powiada zirytowany przemyślanin. - Ja i tak tę "dojazdówkę" mam pod oknem, jeśli sąd każe mi cofnąć się jeszcze głębiej, będę miał drogę w domu - dodaje. "Sąd nas nie słucha..." Buksa jest w lepszej sytuacji, bo jego dom stoi na środku szerszej działki. Ale sąsiada popiera w pełni. - On i tak już ma za blisko tę drogę, a jak tu zaczęłyby jeździć ciężarówki na budowy, to jego dom chyba runie - mówi Buksa. Sprawa trafiła do sądu i dwaj sąsiedzi byli niemal pewni, że nakaże on wytyczenie drogi na pustym terenie, opodal. - Przegraliśmy w pierwszej instancji - złoszczą się. - A druga jest dla nas ostatnią, jak nam powiedziano, a to ze względu na koszt inwestycji - wyjaśniają. Ryszard Dygul jest rozgoryczony, bo jego zdaniem sąd nie bierze pod uwagę jego racji. - Tu nawet w najszerszym miejscu nie ma trzech metrów - mówi. - W poprzednim postępowaniu sędzia mówiła, że jeśli nie będzie trzech metrów, nie ma co o drodze mówić. No i okazało się potem, że inny sędzia prowadził sprawę i uznał inaczej - opowiadają Dygul i Buksa. "Ja tu czegoś nie rozumiem..." - Nie rozumiem, o co tu chodzi - denerwuje się R. Dygul. - Ktoś sprzedał działki bezprawnie, bez dojazdu. Ci, co je kupili, powinni chyba rościć sobie pretensje do tego kogoś - dodaje. - Wychodzi jednak na to, że nie ta osoba będzie poszkodowana tylko ja. Bo może być tak, że sąd nakaże mi przesunąć płot i drzewa, które się zniszczą i w efekcie, kiedy otworzę drzwi...to od razy stanę na drodze, po której jeździć będą przecież nie osobowe samochody, a ciężarówki na budowę! - złości się. Opinia biegłego, który wycenił koszt przesunięcia ogrodzenia w głąb posesji Dygulów na nieco ponad 18 tys. złotych, w jednym z wariantów też budzi wątpliwości R. Dygula. - Po pierwsze, w żadnej opinii biegły nie wziął pod uwagę, że tam są posadzone świerki, więc niby jak mam przesuwać ogrodzenie? - zastanawia się przemyślanin. - A poza tym trudno powiedzieć, czy teraz znajdę kogoś, kto wykona tę usługę za taką kwotę. Nie mówiąc już o tym, że nikt nie bierze pod uwagę, że droga będzie przebiegać pod moimi drzwiami, co z czasem doprowadzi do zniszczenia domu, a tym samym znacznie obniży jego wartość. Na razie sprawa nadal jest w sądzie i trudno przewidzieć jej finał. A Dygulowie już drżą na myśl o tym, co z nimi będzie, jeśli wyrok sądu będzie dla nich niekorzystny. Monika Kamińska