W czwartek wieczorem gwałtowne ulewy przeszły pasem od Sanoka, przez Brzozów, Strzyżów, Ropczyce i Dębicę. W piątek nawałnice uderzyły w powiaty: krośnieński, jasielski, dębicki i mielecki. Trwa wielkie sprzątanie i liczenie strat. Wstępnie szacuje się, że naprawa szkód może kosztować ponad 100 mln zł. Ludzie z przerażeniem patrzą w niebo, na którym codziennie po południu pojawiają się ciężkie granatowe chmury... Najtragiczniej skutki ulewy odczuł powiat ropczycko-sędziszowski. Tam właśnie, w Gliniku koło Ropczyc, wyłowiono z rwącej wody ciało 46-letniego mieszkańca Brzezin. Tylko dzięki szybkiej pomocy strażaków, policjantów i żołnierzy nikt więcej nie stracił życia.- Ewakuowaliśmy ludzi z Okonina - opowiada jeden ze strażaków. - Rwąca woda miała ponad metr głębokości. W jednym z domów szukano około siedemdziesięcioletniego pana. Znaleźliśmy go kilkaset metrów dalej. Stał na płocie i kurczowo trzymał się betonowego słupa. Woda sięgała mu prawie do kolan. W takiej pozycji trwał już ze trzy godziny. Nie miał już sił. Przypłynęliśmy do niego w ostatniej chwili. Woda uderzyła wieczorem W czwartek między godziną 17 a 18 gwałtowna ulewa przeszła nad górami w rejonie Wielopola Skrzyńskiego. W ciągu godziny spadło 70 mm deszczu. To tak, jakby do pokoju o powierzchni 20 m kwadratowych wlano 175 wiader wody! W pagórkowatym terenie ogromne ilości wody natychmiast spłynęły w koryto niewielkiej Wielopolki i z potężną siłą runęły w dół, na Glinik, Brzeziny, Niedźwiadę, Małą, Broniszów, Łączki Kucharskie, Okonin i Chechły, dzielnicę Ropczyc. - Już po godzinie 18 jeździliśmy po tych wioskach i ostrzegaliśmy przed nadchodzącą wielką wodą - mówią strażacy z Ropczyc. - Alarm ogłaszały też radiowozy policji. Niewielu mieszkańców wierzyło jednak w to, co ogłaszaliśmy przez megafony. Powagę sytuacji zrozumieli dopiero, gdy w domy uderzyła fala wody. Wtedy było za późno na ratowanie dobytku. - Nikt nas nie uprzedził o kataklizmie - mówi pani Ania mieszkająca w Chechłach przy ul. Strażackiej. - Padał gesty deszcz, ale nic nie zapowiadało dramatu. Potem nagle woda uderzyła w dom i po chwili na parterze sięgało nam prawie po szyję. Uciekliśmy na piętro. Nikt nie przypłynął, by nam pomóc. Nocna ewakuacja Przed godziną 21 fala powodziowa uderzyła w Ropczyce. Woda z ogromnym szumem płynęła ulicą Zieloną. Zalała dworzec autobusowy, przelała się przez ul. Grunwaldzką i wdarła do centrum miasta. Przerażeni ludzie uciekali do klatek schodowych najbliższych bloków. Skierowali się też w stronę kościoła, ale właśnie tam uderzyła woda. Główny nurt płynął ulicą Kazimierza Wielkiego i woda z nieposkromioną siłą rozbijała mur kościelny i wdzierała się do głównej nawy.Przyjechali strażacy i żołnierze. W kipiel wjechały olbrzymie ciężarówki i wozy ratownicze. Wypłynęły łodzie i pontony. Przemoczonych ludzi ewakuowano z klatek schodowych i z dachów pawilonów. Grozę sytuacji pogłębiała ciemność. Uliczne latarnie dawno zgasły, w domach nie było prądu. Mrok rozświetlały tylko reflektory ratowniczych samochodów i ich niebieskie światła błyskowe. Z okolic ronda ewakuacją kieruje bryg. Bogdan Kuliga, zastępca podkarpackiego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej. - Sytuacja zmienia się bardzo szybko - mówi Bogdan Kuliga. - Przegrupowujemy siły. Płyniemy najpierw tam, gdzie zagrożone są dzieci. - Ratujcie moją mamę - prosi komendanta zdesperowany pan Mirek. - Dzwoniła ze swojego mieszkania przy Kościuszki. Ma 85 lat i jest po operacji. Woda zalewa jej mieszkanie. Nikt nie chce tam popłynąć. Teraz jej telefon nie odpowiada! Komendant wysyła łódź pod wskazany adres. Starsza pani jest bezpieczna. Zaopiekowali się nią sąsiedzi. Z wodą nie walczył nikt. Przed potęgą żywiołu nie było obrony. Cel był tylko jeden: wywieźć wszystkich zagrożonych ludzi w bezpieczne miejsca. Udało się. Po wodzie Fala powodziowa w Ropczycach zaczęła opadać po północy. W piątek rano woda odsłoniła ogrom zniszczeń. Poprzewracane kioski, zerwany asfalt z jezdni, zalane sklepy i mieszkania na parterze, poprzewracane, zatopione samochody. Wszystko pokrywała warstwa mułu, który pod promieniami porannego słońca zaczynał intensywnie śmierdzieć. Ludzie zaczęli sprzątać. - Co robić najpierw? - pyta zrozpaczona pani Małgorzata. - Zniszczyło nam pawilon i sklep. Nasz dom też zalany prawie pod sufit parteru. Dramaty wielkie i... wielkie Olbrzymie szkody woda wyrządziła w wioskach na południe od Ropczyc. Pozrywane mosty i mostki sprawiły, że wiele gospodarstw odciętych jest od świata. Wiele domów nie nadaje się już do zamieszkania. Potężna siła żywiołu uszkodziła ściany. Dziesiątki ludzi straciły dosłownie wszystko. Ich cały dobytek popłynął w dół. Potonęło wiele zwierząt.Inny dramat dotknął młodzież z ropczyckiego zespołu folklorystycznego Halicz. W niedzielę wyjeżdżali do Belgii na międzynarodowy festiwal. W czwartek przygotowali w szkole stroje do zapakowania. W piątek rano... - To był szok! - mówi ze ściśniętym gardłem Ewelina Paśko. - Wszystko pływało w gęstym mule. Nie pojedziemy? Co było można tancerze wzięli do domów do prania. aksamitne i filcowe stroje zawieziono do pralni w Rzeszowie. W Ropczycach nie działał żadna pralnia z powodu braku prądu.- Trochę to wszystko odczyściliśmy - mówi Ewelina. - Nie jest tak, jak było, ale jedziemy z tym co mamy. Jakoś damy rady.Czym są zniszczone stroje tancerzy wobec utraty dorobku całego życia niektórych ludzi? Takim samym dramatem. Krzywdy nie da się bowiem zmierzyć. Jest tak wielka, jak ją odczuwają ludzie dotknięci kataklizmem. Znów ulewy W piątek Podkarpacie zaatakowały kolejne nawałnice. Tym razem woda zalała okolice Czarnej koło Dębicy. Z zagrożonych domów trzeba było ewakuować ludzi. W sobotę woda spadła na Radomyśl Wielki i Wadowice Górne w powiecie mieleckim. Strażacy znów wypłynęli na pomoc powodzianom. Kolejne nawałnice przeszły w sobotę przez Krosno i Jasło. W niedzielę o godz. 3 nad ranem na pontonach wywieziono gości weselnych z domu ludowego w Sobniowie koło Jasła.W niedzielę wieczorem nad Podkarpacie znów napłynęły ciężkie chmury. Ludzie znów z trwogą patrzyli w niebo. Krzysztof Rokosz