- O, proszę, jak tu wszystko wygląda. Teraz to już trochę tutaj uprzątnęłam - pani Krystyna wprowadza do zaniedbanego domu. W pomieszczeniu, które nawet trudno nazwać kuchnią, znajduje się coś, co kiedyś było dwupalnikową kuchenką gazową. - Na tym nie da się gotować. Zresztą nawet nie ma co. Ani kaszy, ani chleba, nawet cukru nie ma... W pokoju od strony drogi leży w łóżku właściciel domu. Na powitanie skinął tylko głową. Nie mówi, ma usuniętą krtań. - Zdrowia nie szanował, z alkoholem miał problemy, ale teraz wierzę, że to już przeszłość - dodaje Krystyna, sąsiadka Zbigniewa. - Teraz chyba już sam zrozumiał, gdzie pan Bóg postawił kropkę. Drugie życie Szansę od losu 58-letni Zbigniew dostał na początku kwietnia tego roku. - Byłam przy stawach. Rwałam bazie, kiedy zobaczyłam, że coś się dzieje. Myślałam, że to jakiś ponton. A to on. Jak zdechła ryba z takim brzuchem na środku stawu pływał - opowiada wydarzenia z 3 kwietnia pani Krystyna. Mężczyzna w stanie krytycznym trafił na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej tarnobrzeskiego szpitala. Kilkanaście dni był nieprzytomny. Lekarze walczyli o jego życie. Szans miał niewiele, ale się udało. Gdy stan zdrowia na to pozwolił, Zbigniew został wypisany ze szpitala i trafił wprost do przyparafialnej noclegowni na osiedlu Serbinów. - Nosiłam mu tam jedzenie. Pilnowałam obejścia, opiekowałam się jego kotami. Ale on nie mógł tam wytrzymać. Chciał wyjść, bo przecież niby dlaczego miał być w noclegowni dla bezdomnych, skoro ma dom. Przed tygodniem wyszedł na własną prośbę - opowiada Krystyna. Też człowiek... Na drugi dzień po opuszczeniu przez J. noclegowni Krystyna zawiadomiła o tym fakcie lekarza rodzinnego oraz policję. - On ma takich kolegów, którzy za kołnierz nie wylewają. Jego też w picie wciągali, nie chciałam, by teraz się koło niego kręcili - zaznacza kobieta. - Lekarz przyjechał zaraz. Policja też często się tu kręci, pielęgniarka środowiskowa była nawet dzisiaj. Pobrała mu krew. W sobotę do J. Krystyna wzywała pogotowie. - Jego stan się tak pogorszył, że nie wiedziałam co robić. A leków nie brał, bo nie ma za co wykupić recept - opowiada. - Lekarze, także ci, co go wtedy na stawach ratowali, to nie patrzą, czy biedak, bezdomny, czy alkoholik. Ratują człowieka, każdego człowieka. Lekarze z pogotowia dali mu jakieś zastrzyki, ale mówili, że musi brać leki. Tylko za co je kupić.... 100 złotych mają kosztować. Sytuacją Zbyszka zainteresowali się wszyscy. Poza opieką społeczna, którą przecież też powiadomiłam. Krystyna od tygodnia apeluje do pracowników ośrodka opieki społecznej, by zainteresowali się losem jej sąsiada. - Niby ma rodzinę, ale od 15 lat nikogo na podwórku nie widziałam. Teraz po tym wypadku na stawach jest zdany tylko na obcych. Sam nie wyjdzie na zakupy, nie ugotuje. W opiece podpisałam zaświadczenie, że w miarę możliwości będę się nim opiekować, posprzątam, wypiorę. I zaznaczyłam, że nie liczę za to na spadek. Ale co mam mu dawać do jedzenia? On teraz jest na moim utrzymaniu, a mnie też nie jest łatwo - podkreśla kobieta. Opieka pomoże Jak zaznacza, w domu J. były pracownice opieki, sporządziły notatki, obiecywały pomoc, a tymczasem niczego jeszcze nie otrzymał, żadnych pieniędzy. - Chyba dlatego, że ma za dużo pieniędzy. Zbyszek dostaje na rękę około 420 złotych emerytury. To co, z opieki już mu się nie należy? - pyta kobieta. Zarzuty o brak zainteresowania losem J. odpiera dyrektor tarnobrzeskiego ośrodka pomocy społecznej. - Absolutnie nie jest tak, że opieka pozostawiła go bez pomocy. Nikt inny tylko opieka pokrywała przecież koszty pobytu tego pana w noclegowni, a i teraz zbieramy informacje do wywiadu w sprawie jego sytuacji - tłumaczy Wiesława Juda, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tarnobrzegu. - Musimy zdiagnozować, dlaczego ten pan, mając stały dochód, nawet niewielki, nie ma zapewnionych podstawowych rzeczy. Póki co, braki podstawowych artykułów spożywczych uzupełni mu Tarnobrzeski Bank Żywności. - Oczywiście ubolewam, ale przede wszystkim nad stylem życia, jaki był prowadzony przez tego pana. Nie znaczy to jednak, że trzeba cały czas wypominać mu przeszłość. Jednak my, dysponując środkami publicznymi, na które liczy wiele będących w trudnej sytuacji osób, musimy dokładnie badać komu i na co te środki przeznaczamy - zaznacza dyrektor Juda. - Mogę zapewnić, że ten pan doraźną pomoc na pewno otrzyma. jor