ZUS-owscy urzędnicy miesiącami odwlekają wypłatę należnych pieniędzy lub odmawiają przyznania świadczeń bez podania przyczyn. Każdą wizytę w jasielskim ZUS-ie Renata przypłaca rozstrojem nerwowym, a bezduszni urzędnicy wzywają ją na kolejne komisje i dziwią się, że jest w tak dobrej formie. Renata długo nie dostawała renty, bo ZUS-owska urzędniczka postawiła na dokumencie krzyżyk nie w tym kwadracie co trzeba. Poprawienie własnego błędu zajęło ZUS-owi aż trzy miesiące. Może urzędnicy spodziewali się, że kobieta pozbawiona środków do życia umrze przez ten czas? Przeliczyli się. Dzięki mężowi i rodzinie Renata żyje i upomina się jeszcze o zasiłek pielęgnacyjny. - Orzeczniczce nie podobało się, że o zasiłek nie wystąpiłam wraz z wnioskiem o rentę - mówi rozgoryczona Renata. - Nikt mi wtedy nie powiedział, że mam prawo do takiego zasiłku. Dowiedziałam się o tym później. Renata zasiłku nie dostanie. Z ZUS-owskiego orzeczenia wynika bowiem, że jest zdolna do samodzielnej egzystencji... To szczęście, że żyje O dramacie Renaty i jej rodziny pisaliśmy rok temu. Po tragicznym potrąceniu przez samochód kobieta przez dwa miesiące była w śpiączce. Z letargu wyrwał ją głos jej małego dziecka. Przewieziono ją do Krosna i tam zajęli się nią lekarze rehabilitanci. - To będzie wielki sukces, jeżeli pacjentka po ciężkim stłuczeniu pnia mózgu samodzielnie usiądzie, wstanie i będzie mogła chodzić - powiedział wówczas Janusz Boczar, ordynator oddziału rehabilitacji. - Może kiedyś potrafi też wykonywać podstawowe czynności i nie będzie wielkim ciężarem dla rodziny. Jednak do pracy zawodowej nie powróci już nigdy - stwierdził kategorycznie. ZUS liczy na cud Dla ZUS-u nie jest to jednak oczywiste. Renacie przyznano rentę na rok. Za miesiąc kobieta znów stanie na komisji i znów to odchoruje. ZUS sprawdzi, czy nie zdarzył się cud i czy kobieta czasem nie ozdrowiała. Gehenna z ZUS-em Od wypadku, do czerwca ubiegłego roku, Renata dostawała zasiłek chorobowy. Gdy się skończył, Janusz zaczął się starać o rentę dla żony. Wycierał ZUS-owskie korytarze i przynosił cierpliwie potrzebne dokumenty. Pod koniec lipca wezwano Renatę na komisję. Tydzień później ZUS wystawił orzeczenie, że Renata jest całkowicie niezdolna do pracy. Renty jednak nie wypłacono. - Krzyżyk źle postawiony przez urzędniczkę trzeba było poprawiać aż w Warszawie - mówi rozżalony Janusz. - Drugi dokument wystawiono dopiero w połowie października. Od pierwszego różni się on tylko datą i jednym krzyżykiem w innym okienku. Rentę zaczęto płacić w listopadzie. Gra na zwłokę Jesienią Janusz dowiedział się, że Renata może otrzymywać zasiłek pielęgnacyjny. Znów odbył pielgrzymkę po ZUS-owskich pokojach i... cisza. Po czterech miesiącach Renatę ponownie wezwano na komisję. Po co, skoro ZUS ma pełną dokumentację jej choroby i stanu zdrowia? Jednak zasiłku nie przyznano. Zdaniem orzecznika, kobieta, która może samodzielnie jeść i iść do toalety, a nawet potrafi się ubrać, nie jest niezdolna do samodzielnej egzystencji, więc pieniędzy od ZUS-u nie dostanie. - A może dostanie? - zastanawia się Janusz. - W dokumencie, który dostaliśmy, zaznaczono krzyżykiem, że Renia nie jest niezdolna do życia. Nie wiem, co z tego ma wynikać. Znów ją wezwą na komisję? Poprosiliśmy ZUS o wyjaśnienie tego bulwersującego traktowania ubezpieczonej kobiety i czekamy na odpowiedź. KRZYSZTOF ROKOSZ