Nauka, w tym nawet studia, kursy podnoszące kwalifikacje, okazja do zdobycia praktyki w zawodzie... Takie formy resocjalizacji są dla więźniów szansą na to, by po wyjściu znów odnaleźć swe miejsce w życiu. By nie zaczynać od zera, nie popełniać znów tych samych błędów i umieć odnaleźć się wśród ludzi. Bo prędzej czy później oni wyjdą na wolność, może nawet będą naszymi sąsiadami i jeśli nie zrobią czegoś ze swoim życiem, mogą szybko wrócić do złych nawyków... "Zmarnowałem 20 lat..." - Przez pierwszy rok jeszcze nie rozumiałem błędów, jakie popełniłem, bo łatwiej jest użalać się nad sobą i nienawidzić wszystkich dookoła - mówi Jacek, jeden ze skazanych, przebywający w rzeszowskim zakładzie karnym. - Całe szczęście, że szybko trafiłem do pracy, ponadto rozpocząłem studia teologiczne. 17 innych kierunków rozpoczynałem na wolności, ale tylko po to, żeby inni dali mi święty spokój. Dziś uważam, że zmarnowałem 20 lat. Wystarczy! - podkreśla. I choć nie każdy z więźniów, tak jak Jacek, korzysta z możliwości, jakie w ramach resocjalizacji stwarza im zakład karny, wychowawcy niestrudzenie nad tym pracują. - U jednych refleksje przychodzą prędzej, u i innych później, a u wielu nie przyjdą nigdy. Warto próbować, bo to, że człowiek popełnił w życiu błędy nie oznacza, że należy go całkowicie potępiać i przekreślić. Każdemu trzeba dać szansę - podkreśla mjr Mieczysław Kozioł z ZK. Bliscy przeżywali koszmar... - Na wolności całą swoją inteligencję przełożyłem na to, żeby oszukiwać ludzi i dobrze się bawić. Nie docierało do mnie, że jestem na samym dnie alkoholowego piekła. Wszyscy mieli koszmar przeze mnie, w tym żona i córka - wspomina Jacek. Zapytany, ile już tu jest odpowiada, że o trzy lata za długo. - W sumie uzbierało mi się 16,5 roku. To efekt 20 lat nonszalanckiego podejścia do życia. Dziś Jacek realizuje się pracując w więziennym Centrum Kulturalno-Oświatowym. Tu udziela się m.in. w gazetce "Na Zamku" i w radiowęźle. - Jestem w tej komfortowej sytuacji, bo to przełożenie tego, co robiłem na wolności. Pracowałem w branży kulturalnej, z przerwami na alkohol albo odwrotnie. Taka jest prawda - przyznaje z ironią. - Niesamowite jest to, że umiejętności, które nabyłem na wolności, tutaj pozwalają mi dobrze funkcjonować i coś, co jest Mount Everestem dla moich kolegów, dla mnie okazuje się proste - podkreśla. Na filmach widzimy swoje odbicie Najbardziej wartościowymi zajęciami są dla niego seanse i dyskusje w powstałym niedawno w zakładzie karnym kinie "Cel-a". Wbrew pozorom nie jest to więzienna rozrywka urozmaicająca czas skazanym. Każdy z filmów niesie pewne przesłanie, historię, która może być motorem do zastanowienia się nad własnym życiem i jego poprawą, o czym dyskutują po seansie. - Uważam, że jest to rewelacyjny pomysł, bo nie ma innej możliwości dotarcia do ludzi, żeby popatrzyli na siebie. Mnie to dużo daje jako alkoholikowi. Oglądam te filmy i widzę siebie - twierdzi Jacek. - Jest łatwo włączyć film "Szczur w koronie", gdzie chłop się zapił i leży w trumnie, ale tak de facto ogląda to 12 osób z oddziału terapeutycznego, które prawdopodobnie jak coś ze sobą nie zrobią, skończą tak samo... - dodaje. - Ja, dzięki tym filmom, wiem już, jakim językiem rozmawiać z żoną, z którą walczyłem przez 2 lata o córkę. Teraz potrafię zadzwonić i odłożyć emocje na bok, bo... nagle zrozumiałem, że niczym takim wielkim się nie wyróżniałem na wolności. Widziałem samo zło u niej, a okazuje się że to ja trafiłem do zakładu karnego... Tutaj też są zdolni ludzie Jacek jest jednym z wielu przykładów efektywności działań resocjalizacyjnych w rzeszowskim więzieniu. Jest to jednak praca niezwykle trudna, a na efekty trzeba długo czekać. - Resocjalizację zaczynamy od małych rzeczy, które gdzieś tam w drodze dorastania zostały zagubione. Bywa nawet tak, że trzeba uczyć skazanego używania magicznych słów: przepraszam, proszę, dziękuje - wyjaśnia mjr Kozioł. - Resocjalizacja to też codzienne małe rzeczy, na które należy zwracać uwagę. To wdrożenie umiejętności wstawania o określonej godzinie, pójścia do pracy, sumiennego rzetelnego realizowania obowiązków. To ta dyscyplina życia wewnętrznego, której też się muszą nauczyć - podkreśla. Wychowawcy dobierają różne metody, formy i treści, by wstrzelić się zapotrzebowanie danej osoby. Są tacy, którzy lubią czytać, interesuje ich literatura. Inni mają talent do pisania. Efektem są sukcesy w konkursach ogólnopolskich i pochwały od profesjonalistów, które dodatkowo motywują. Napisali nawet książkę Rzeszowscy więźniowie we współpracy z prof. Marią Łopatkową, napisali nawet książkę o więziennym życiu. - Materiały, które dostałam są bardzo szczere. A jeśli ktoś cierpi z powodu popełnionych czynów, ma wyrzuty sumienia, to znaczy, że nie jest psychopatą. Więźniowie mogą zmienić się pod wpływem ciepłych słów, a nie powszechnego potępienia - twierdzi prof. Łopatkowa. Zdaniem autorów książki to przestroga dla innych, ale także pokazanie więziennej rzeczywistości ludziom na zewnątrz. - Chcemy udowodnić, przede wszystkim innym skazanym, że można się zmienić, że można coś robić dla siebie w więzieniu, że aby zacząć zmieniać świat, trzeba zacząć od siebie - twierdzi Marcin, jeden z autorów. - Mam nadzieję, że dotrze to również do ludzi na wolności, że zobaczą w nas trochę innych ludzi, niż teraz widzą. Bo wiadomo, jak społeczeństwo na nas patrzy. Chcieliby, żebyśmy tutaj siedzieli do końca życia - dodaje. Gwiazdy świecą przykładem W warunkach więziennych ważny jest też po prostu "ludzki" kontakt. Tak było w przypadku Roberta, który zerwał kontakty z matką. Nie widzieli się przez 8 lat. Pomogły... rozmowy z wychowawcą, który przekonał go, by spróbował naprawić te relacje. Udało się. - Gdy Robert wrócił z pierwszego spotkania z matką to płakał - opowiada Maciej Słysz, wychowawca. - A co ja miałem powiedzieć? Nie przytulić go? Po prostu z nim byłem. To jest właśnie praca z ludźmi. Jego zdaniem, czasem trzeba też dać dojść do głosu innym. Jak twierdzi, nigdy nie wiadomo, jaki bodziec na kogo zadziała, kto zmotywuje do refleksji. Stąd zainicjowane przez niego spotkania z ciekawymi ludźmi: znanymi muzykami, sportowcami, literatami, duchownymi czy osobami pozytywnie zakręconymi. Mają one pokazać skazanym, że można żyć inaczej, inaczej spędzać czas, rozwijać swoje talenty. Udowodnić, że dzięki ciężkiej, uczciwej pracy oraz wierze we własne siły można osiągnąć sukces. Cyklicznym spotkaniom i występom sław towarzyszą rozmowy o sukcesach, porażkach, wartościach, a także wytrwałości w dążeniu do celu. Za murami więzienia gościli m.in.: Krystyna Janda, Muniek Staszczyk, Krzysztof Ignaczak, Krystian Herba, prof. Aleksander Bobko i orkiestra Da Camera. Praca i nauka procentuje Wychowawcy z zakładu karnego wyszukują osoby utalentowane w wielu dziedzinach, kierując ich na zajęcia, czy do pracy, w których te umiejętności i talenty im się przydadzą. Więźniowie mogą nie tylko kontynuować naukę w szkole zawodowej, liceum, czy technikum - jest tam nawet możliwość studiów. Oprócz tego, mają możliwość skorzystania z kursów przyuczających do zawodu, realizowanych z funduszy unijnych i funduszy pomocy postpenitencjarnej. To ma procentować w przyszłości, choć wykorzystywane jest już w więzieniu. Skazani pracują w kuchni, pralni, warsztacie remontowo - budowlanym, ale i na zewnątrz, np. w schronisku dla zwierząt, domu pomocy społecznej, czy firmach remontowo budowlanych. Część pobiera pensje, ale duża część pracuje za darmo. Z więziennej gazetki mogą dowiedzieć się wielu rzeczy, które przydadzą im się na wolności, np. jak funkcjonować na rynku pracy jako przyszły pracownik, jakie się ma prawa, jak założyć firmę itp. Resocjalizacja więzienna to trudne i specyficzne wyzwanie, które nie zawsze kończy się sukcesem, jednak wychowawcy się nie zniechęcają. Dlaczego? Bo przecież życie tych ludzi jest w ich rękach... Aneta Jamroży