Rekordziści pracują nawet 270 godzin w tygodniu. Przynajmniej za tyle biorą pieniądze z publicznych składek na ubezpieczenie zdrowotne. Zdarza się, że ten sam lekarz jest jednocześnie zatrudniony na oddziale i w poradni specjalistycznej, a w rzeczywistości nie ma go ani tu, ani tu. Przyjmuje w tym czasie w prywatnej przychodni i otrzymuje wynagrodzenie z kontraktu z NFZ. Dyrektorzy szpitali postanowili z tym skończyć. Po podwyżkach wywalczonych dwa lata temu podczas strajku pobory lekarzy w publicznych szpitalach znacznie wzrosły. Pensja netto specjalistów często przekracza 10 tys. zł. Tyle co miesiąc wpływa na ich konta. Wzrost zarobków nie spowodował jednak zmiany sposobu pracy. Niektórzy lekarze pojawiają się w szpitalu na porannym obchodzie, wypijają kawę w dyżurce i jadą przyjmować pacjentów w prywatnych gabinetach. Do szpitala przychodzą także wtedy, gdy muszą zbadać lub przeprowadzić zabieg ich prywatnego pacjenta. Lekarze ostro zaprotestowali w szpitalach, w których dyrektorzy postanowili kontrolować czas ich pobytu w pracy i wprowadzili karty magnetyczne oraz czytniki. Jak przy każdym proteście zagrozili odejściem z pracy, czyli postawili na szali zdrowie i życie pacjentów. Czy lekarzy powinna obowiązywać dyscyplina pracy, a czas ich pobytu na oddziale winien być kontrolowany? TAK Elżbieta Łukacijewska, deputowana do Parlamentu Europejskiego, PO: - Umów trzeba przestrzegać. Skoro lekarz zawarł umowę o pracę, w której określono, ile czasu ma spędzać w miejscu zatrudnienia, to powinien się wywiązywać z tego obowiązku. Jednym z zadań dyrektorów jest kontrolowanie czasu pracy, egzekwowanie postanowień zawartej umowy. Zbigniew Rynasiewicz, podkarpacki poseł PO: - Kontrola tak, ale nie tak toporna, czysto mechaniczna. Zawód lekarza ma swoją specyfikę i trzeba ją uwzględniać. Tokarz ma rozpocząć pracę o określonej godzinie, o właściwej porze ma przerwę i według zegara kończy pracę. Chirurg na przykład nie może odejść od stołu operacyjnego, bo właśnie zawyła syrena na przerwę lub na zakończenie dniówki. Skoro specyfika tego zawodu wymaga takich odstępstw od ogólnych zasad kodeksu pracy, to i rozliczanie czasu pracy powinno odbywać się na specjalnych zasadach. Aleksander Bentkowski, adwokat: - Lekarz, to taki sam zawód jak inżynier, czy ekonomista. Istnieją normy kodeksowe i zobowiązania wynikające z zawartych umów. Mają być wykonywane, a rolą pracodawców jest kontrolowanie realizacji obowiązków pracowniczych. Stanisław Ożóg, podkarpacki poseł PiS: - Kodeks pracy obowiązuje w równym stopniu wszystkich pracowników. Regulamin zakładu pracy i umowy o pracę regulują obowiązki osób zatrudnionych i trzeba się z nich wywiązywać. Z kolei obowiązkiem kierowników placówek jest egzekwowanie i rozliczanie pracowników z wykonywanych przez nich zadań i przestrzegania dyscypliny pracowniczej. NIE Janusz Korwin-Mikke, publicysta i polityk: - Publiczna służba zdrowia to spuścizna postkomunistyczna. Komunizm to system, w którym bohatersko pokonuje się trudności stworzone przez ten system, a nie występujące gdzie indziej. W prywatnych placówkach ochrony zdrowia nikt nie musi kontrolować czasu pracy lekarzy i funkcjonuje to prawidłowo. Nie widzę więc powodu, by kontrolować czas pracy lekarzy. Trzeba tylko zlikwidować system, który stworzył konieczność kontrolowania czasu pracy. Henryk Pietrzak, psycholog: - Medycyna nie jest nauką, lecz sztuką leczenia. Do uprawiania sztuki nie można zmusić w godzinach od, do. Nie chciałbym się znaleźć w szpitalu pod opieką lekarza, który został zmuszony do obecności na oddziale i jest wrogo nastawiony do wykonywania swoich obowiązków. Gdy będę potrzebował pomocy medycznej, to chciałbym się znaleźć w szpitalu, w którym zarządzający stworzył lekarzom odpowiednią motywację do pracy. W warunkach komfortu psychicznego lekarz pracuje dlatego, że chce jak najlepiej pomóc pacjentowi. Rolą zarządzających szpitalami nie jest ślepe egzekwowanie dyscypliny i czasu pracy, lecz stworzenie odpowiedniej atmosfery, motywacji i warunków do uprawiania tej pięknej sztuki. Jacek Santorski, psycholog biznesu: - Pracuję z lekarzami. Wiem, że najważniejsza jest nie fizyczna obecność lekarza w gabinecie, lecz jego faktyczna obecność przy pacjencie. Cóż z tego, że lekarz siedzi określoną ilość czasu na przykład przed monitorem USG, skoro w tym czasie rozmawia przez telefon komórkowy lub jego myśli zajęte są czymś bardzo odległym. Kontrolowanie czasu pracy nie sprawi, że lekarz będzie rzeczywiście obecny na oddziale. To trzeba osiągnąć innymi środkami. Krzysztof Rokosz