Cracovia tylko na początku meczu przypominała drużynę, która pół roku temu walczyła o medal. Sanok nie zagrał natomiast rewelacyjnie, ale skutecznie. - Od drugiej tercji zagraliśmy konsekwentnie. Zawodnicy nie przestraszyli się teoretycznie silniejszego rywala i zagrali z głową - komentował po meczu Słowakiewicz. Sygnał do ataku dał Maciej Mermer, który tak zakręcił Rafałem Radziszewskim, że bramkarz Cracovii mógł tylko odprowadzić krążek wzrokiem. Później popis gry dali Słowacy - dwa trafienia zaliczył Miroslav Sekacz, a po jednym Pavol Melichereik i Ondrej Lauko. - Cieszy mnie ta bramka, bo chcę udowodnić, że zasługuję na grę w waszym zespole. Po pierwszych meczach mam same pozytywne wrażenia. Mam nadzieję, że zadomowię się w polskiej lidze - przyznał Lauko. Pod koniec meczu trener Rohaczek nie wytrzymał. Po stracie piątej bramki odesłał do boksu swojego rutyniarza Rafała Radziszewskiego, wprowadzając do gry Pawła Jakubowskiego. - Piątą bramkę Rafał może zapisać na swoje konto. Nie chciałem, żeby w końcówce meczu popełnił więcej takich błędów - tłumaczył szkoleniowiec Cracovii. Po meczu kibice długo fetowali zwycięstwo. "Na kolana!" - śpiewali w kierunku schodzących do szatni hokeistów Cracovii. - Nie popadajmy w hurraoptymizm. To dopiero początek ligi. Mam jednak nadzieję, że utrzymamy w miarę stabilną formę i pod koniec roku będziemy w środku tabeli - mówił Krysiak. Maraton trwa Liga nie zwalnia tempa. Już dzisiaj sanoczanie będą podejmować gdański Stoczniowiec. - Znowu czeka nas mecz z jednym z pretendentów do czołowych miejsc. Myślę, że teraz do Sanoka nikt nie przyjedzie już z myślą, że zwycięstwo jest tylko formalnością. Bądźmy dobrej myśli - powiedział trener Słowakiewicz. Hokeiści chcą odnieść kolejne zwycięstwo. - Nie boimy się żadnego z rywali. Chcemy udowodnić, że jesteśmy mocni - przyznał Lauko. Początek dzisiejszego spotkania o godz. 17. Bilety w cenie 10 zł (normalny) i 6 zł (ulgowy) do nabycia bezpośrednio przed początkiem meczu. BARTOSZ WIŚNIEWSKI