Urządzenie zostało zamontowane przez specjalistów z gazowni. Wezwani na miejsce strażacy stwierdzili jednak, że w pomieszczeniu brakowało przewodu dymowego. W ciągu kilkunastu godzin tlenkiem węgla zatruło się na Podkarpaciu kolejnych pięć osób, w tym roczne dziecko. We wtorek po godz. 15. w mieszkaniu Pani Agnieszki pojawił się pracownik gazowni. Przyszedł podłączyć piecyk gazowy w łazience. - Przeraziłam się, gdy kilka godzin później, podczas kąpieli, dziecko zaczęło tracić przytomność - opowiada Pani Agnieszka. - Sama też nie czułam się lepiej. Chwiejącym się krokiem ledwo udało mi się wyjść z łazienki. Zadzwoniłam po rodzinę - dodaje kobieta. Szybka reakcja Półprzytomnego dwuletniego Gracjana na pogotowie przyniosła ciocia. Na szczęście miała blisko. Po jego matkę przyjechała karetką. Poszkodowanym podano tlen i już za chwilę obydwoje znaleźli się pod fachową opieką na oddziale toksykologii rzeszowskiego szpitala. - To cud, że żyjemy - mówi Agnieszka tuląc w szpitalu synka Gracjana. - Mogliśmy przecież wszyscy zginąć - dodaje. Trudno wyobrazić sobie rozmiar tragedii, gdyby nie szybka reakcja matki. Prócz niej i Gracjana w mieszkaniu przebywało troje dzieci w wieku od 3 do 9 lat. Kto jest za to odpowiedzialny? Cisza w gazowni Dziennikarze zadzwonili do Zakładu Gazowniczego w Rzeszowie z prośba o skomentowanie tego, jak mogło dojść do sytuacji, że pracownik podłączając piecyk nie sprawdził przewodów wentylacyjnych. - Takiej odpowiedzi może udzielić jedynie rzecznik - usłyszeli reporterzy w słuchawce. Pani rzecznik, która jak się okazało przebywa za granicą, oznajmiła, że zapytanie można przesłać mailem, a odpowiedź zostanie przesłana w możliwie najkrótszym terminie. Niestety jak dotąd dziennikarze nadal nie otrzymali żadnych oficjalnych informacji. Zabójczy czad We wtorek wieczorem do jednego z podkarpackich szpitali z objawami zaczadzenia trafiło jeszcze dwoje młodych ludzi: 15-latka z Leżajska i 23-latek z Kolbuszowej. Z kolei w środę rano w Rzeszowie przy ul. Paderewskiego zatruły się kolejne trzy osoby. Kobieta z rocznym dzieckiem trafiła do szpitala. Mężczyzna po podaniu tlenu poczuł się lepiej i pozostał w domu. We wszystkich przypadkach stwierdzono wadliwe działanie instalacji gazowej lub wentylacji. Starszy kapitan Marcin Betleja, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Rzeszowie: - Tlenek węgla potocznie zwany "czadem" zbiera w okresie grzewczym śmiertelne żniwo. Jest to problem społeczeństwa, w którym ciągle zwycięża opinia, że można zaoszczędzić na bezpieczeństwie. Otóż nie! Dlatego warto przestrzegać kilku kluczowych zasad: - Nie należy oszczędzać na regularnych przeglądach instalacji gazowych i przewodach kominowych. Nie wolno zatykać przewodów wentylacyjnych, tłumacząc to utratą ciepła. - Możemy też zainwestować kilkadziesiąt złotych w czujkę, która zaalarmuje nas w momencie gdy natężenie stanie się groźne dla zdrowia i życia. Andrzej Łapkowski