Jak niektórzy z nas traktują je jak pewną formę sportu ekstremalnego! A przecież nie wzięło się to znikąd! Bo zdaniem wielu naukowców, tak na dobre "rozkradliśmy się" w czasie zaborów... Skoro zaborcom zachciało się rozgrabiać nam kraj, to później my sami, w imię dobrze pojętego patriotyzmu, musieliśmy odbierać im to, co przecież należało do nas! Owszem, próbowaliśmy także szablą, ale ponieważ summa summarum koszty były zbyt wysokie, a efekty mizerne, przerzuciliśmy się na inne formy "odbieractwa". Sprzyjało temu zresztą także to, że postanowiliśmy mieć także w "du... żym" poważaniu wszelkie prawa, którymi nasi ciemiężcy chcieli nas uszczęśliwiać. Nawet, niestety, te dobre, co później odbiło się nam zresztą czkawką... Przy okazji warto chyba zaznaczyć, że nasz naród od tamtego mniej więcej momentu można uznać za wyjątkowo pechowy! Bo jak inaczej określić fakt, że co i raz - odzyskując jakąś tam możliwość samostanowienia i nawet wówczas, kiedy niczego jeszcze na powrót się nie dorobiliśmy - spadali nam na głowę jacyś ciemiężcy i wyciągali "po nasze" swoje łapska. Jak po swoje! Na szczęście wzory określonych zachowań mieliśmy już niejako wdrukowane w nasze umysły i wiedzieliśmy, co musimy w takich okolicznościach robić! Wszystko wszystkich, czyli... W końcu jednak i w nas coś pękło! Większość historyków jest raczej zgodna, że nastąpiło to w chwili, kiedy okazało się, że ciemiężycielami - w jakimś tam sensie - jest spora część nas samych. Co więcej, wcześniej - tej wspomnianej właśnie części - udało się wmówić reszcie, że najwyższa już pora zacząć tak urządzić sobie kraj, aby nie było sensu odbierać komukolwiek czegokolwiek. Wymyślili - no dobrze: dokonali ewidentnego plagiatu, za co dziś, nawiasem mówiąc, mogliby pójść siedzieć - że cel, do którego należy zmierzać, to ten, aby wszystko było wspólne. Innymi słowy, nie będzie sensu zabierać komuś czegoś, co jest przecież nasze własne! Początkowo teoria ta wielu ludziom nawet się spodobała, pomimo tego, że od razu było widać, iż ma ona strasznie dużo luk. Zaczęto od... wspólnych fabryk i wszystkiego, co się w nich znajdowało (no, może oprócz sekretarek, bo te jednak były tylko dyrektorów). I tu tkwił pierwszy błąd w teorii! Bo jeśli wszystko ma być wszystkich, to nie może być przecież tak, że zostawia się ludziom furtkę do tego, aby poza murami zakładów pracy - gdzie niby wszystko jest wspólne - ci zaczęli kombinować, jak by tu zdobyć coś, co będzie tylko ich! Owszem, próbowano zrobić tak, żeby każdy mógł mieć wszystko to, co mieć mógł ktoś inny, ale wkrótce okazało się, że za cholerę tak się jednak w tym nowym ustroju nie da.