Mieszkańcy mogliby się tylko cieszyć, gdyby nie to, że na czas remontu zasłonięto im okna płytami pilśniowymi i siedzą w ciemności. Ciemniutko jest i fajniutko - ironizują mieszkańcy bloku. - Depresji można dostać od tego, nie mówiąc o tym, jak ohydnie to wygląda! - dodają jarosławianie. - Estetyka estetyką, ale jakie my rachunki za prąd dostaniemy - martwią się lokatorzy. Przecież całkiem w ciemnicy nie możemy siedzieć 24 godziny na dobę - tłumaczą. Konieczna niedogodność Elewacja bloku przy ul. Dobrzańskiego ma być po remoncie ładna i solidna. Wcześniej taka nie była. - Ocieplamy ten budynek i żeby to zrobić dobrze, musimy skuć część starego tynku - wyjaśnia Jerzy Król, kierownik działu technicznego Spółdzielni Mieszkaniowej w Jarosławiu. - Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że to pewna uciążliwość dla mieszkańców, ale musieliśmy zabezpieczyć okna, tym bardziej że najwięcej tynku skuwane jest na ostatnim piętrze. Większość okien w bloku jest nowa, więc gdyby doszło do uszkodzeń, byłyby to spore straty i lokatorzy domagaliby się od nas pokrycia ich - tłumaczy kierownik. Zabezpieczenie okien czymś, co przepuszczałoby światło, np. pleksi, jest, zdaniem spółdzielni, zbyt kosztowne. - To zaledwie kilka dni, a takiego materiału już się potem nie wykorzysta, trzeba go po prostu wyrzucić. To byłoby marnowanie pieniędzy i to pieniędzy lokatorów - dodaje kierownik Król. Okna zabite na amen - Bardzo nam miło, że spółdzielnia tak troszczy się o nasze wydatki - irytuje się mieszkaniec bloku przy Dobrzańskiego. - Ciekawe, czy zapłaci mi rachunek za energię elektryczną? - powątpiewa. - To my jesteśmy jedynym remontowanym blokiem z oknami? - dziwią się inni. - Na to wychodzi, skoro spółdzielnia twierdzi, że jakiś bardziej cywilizowany materiał zabezpieczający poszedłby na straty po remoncie u nas. Na razie mieszkańcy remontowanego bloku muszą uzbroić się w cierpliwość i jakoś wytrzymać kilka dni z zabitymi na amen oknami. Oby to było rzeczywiście kilka dni - wzdychają. Bo to nie do wytrzymania. MONIKA KAMIŃSKA