Dla sąsiadów M. Pomianka, państwa Radzanowskich to miał być miły, domowy koniec weekendu. - Tuż po 18 wzięłam prysznic i zaczęłam oglądać telewizję - wspominała pani Wiesława. - Nagle zgasło światło. Zaczęło też dziwnie śmierdzieć spalenizną - relacjonowała. Mąż Radzanioskiej, Wiesław to z wykształcenia budowlaniec. Dobrze wiedział, że nie ma co uciekać na dół. - Zatrzasnąłem drzwi i biegiem z żoną na balkon - opowiadał. - Nie wykluczałem, że będziemy musieli uciekać z ósmego piętra, ale na szczęście już byli strażacy, ze zwyżkami - opowiada mężczyzna. Ucieczka małolatów Niektórzy widzieli młodych ludzi, niemal dzieci, uciekających spod bloku. - Słyszałem, jak mówili: "ale jaja" - zarzeka się pewien lokator. Strażacy spisali się na medal. Zwyżkami zwieziono mieszkańców najbardziej potrzebujących pomocy. - Sąsiada, który stale jest dializowany, zaraz zwieźli - chwalili strażaków ludzie. Policja na razie bada sprawę. - Prowadzimy działania operacyjno-procesowe i na tym etapie nie wykluczamy żadnej przyczyny pożaru: od zwarcia instalacji elektrycznej po celowe podpalenie - wyjaśnił mł. asp. Mirosław Dyjak, oficer prasowy przemyskiej KMP. To żart nastolatków? Mieszkańcy wieżowca przy Popielów są mniej ostrożni w ocenie. - Przecież sąsiadka złapała jednego z tych gówniarzy - mówią. Lokatorzy spokojnego dotąd bloku nie kryją oburzenia. - Tutaj wrzucili płonące papiery -Tadeusz Sawicki, przewodniczący Wspólnoty, pokazał zdewastowany teraz wyłącznik windy. - Wszystko to poszło do góry, przez pustą przestrzeń i szyb przeciwpożarowy - dodał Radzanowski. Zdaniem mieszkańców klatki to miał być głupi żart nastolatków mieszkających opodal. - To gówniarzeria, 12-13 lat na oko - mówią. - Tak to jest, kiedy rodzice dzieci nie pilnują - denerwował się Jan Janicki. - Jak się im uwagę zwróciło, żeby po klatkach nie palili papierosów, to zaraz było, że się młodzieży dokucza - popierali go inni. - No to teraz narobili - dodają z goryczą w głosie. *** W Szpitalu Wojewódzkim w Przemyśla przebywa ponad 60-letnia mieszkanka bloku, która ma poparzone ręce i problemy z płucami. Wcześniej miała dolegliwości dolnych dróg oddechowych, a nawdychanie się spalin i tlenku węgla tylko je pogłębiło. Stan kobiety jest dobry i jej życiu nic nie zagraża. Dobrze czuje się także 2,5 letnie dziecko, które trafiło do szpitala najprawdopodobniej z zapaleniem płuc, którego nabawiło się z zimna na balkonie. Monika Kamińska