- Skręcenie stawu skokowego prawego - brzmi diagnoza lekarza pogotowia ratunkowego w Rzeszowie. Została wydana na podstawie zdjęcia rentgenowskiego nogi Anny G., która przewróciła się, idąc do pracy. Zalecono okłady i wizytę w poradni chirurgicznej po sklęśnięciu opuchlizny. Na pogotowiu okładu jednak nie zrobiono. - Lekarz wyjaśnił mi, że jest zimno i noga z okładem by zmarzła - irytuje się pan Jan, mąż Anny. - Jednak w kartę informacyjną okład wpisał i NFZ zapłaci za to, co nie było zrobione - dodaje wzburzony. - Noga bolała mnie bardzo i opuchlizna nie schodziła - opowiada Anna G. - Następnego dnia pojechaliśmy do przychodni chirurgicznej. Lekarz obejrzał zdjęcie zrobione na pogotowiu i stwierdził złamanie przyśrodkowej i bocznej kości stawu skokowego. Powiedział, że gdybym jeszcze dzień chodziła z taką nogą, to staw całkiem by się rozsypał. To dobry lekarz - Nie było dotychczas skarg na tego lekarza - mówi Stanisław Rybak, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie. - Cieszy się on dobrą opinią. Nie wiem, co go zaślepiło - zastanawia się. - Jego faktycznie coś zaślepiło! - denerwuje się Jan G. - Gdy już wsiedliśmy do samochodu, to zobaczyłem, że wydał nam kartę informacyjną i skierowanie wystawione na innego pacjenta. Musiałem wrócić i wymienić dokumenty medyczne na właściwe. - Pacjent niezadowolony z udzielonego świadczenia ma prawo złożyć skargę do rzecznika odpowiedzialności zawodowej - tłumaczy Rybak. - Może to zrobić bezpośrednio lub za moim pośrednictwem. Złamane żebra czy pęknięta wątroba? Okazuje się jednak, że problem z nogą pacjentki to nie pierwszy przypadek złej diagnozy lekarza rzeszowskiego pogotowia. - Niedawno mój kuzyn też się przewrócił i mocno potłukł żebra - opowiada Jan G. - Zawiozłem go na pogotowie. Zrobili zdjęcie i powiedzieli, że żebra są całe, ale może być pęknięta wątroba, więc trzeba pojechać do szpitala. Tam okazało się, że wątrobie nic nie jest, ale złamanych jest pięć żeber... - pan Jan nie może zrozumieć, skąd wzięto tak absurdalny wniosek. - Cóż mam powiedzieć? - rozkłada ręce Stanisław Rybak. - Powtórzę, skargi przyjmuje rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Rzeszowie. Igła zostawiona w ranie Ale to jeszcze nie koniec i trzeba dodać, że Jan G. ma chyba prawdziwego pecha do lekarzy rzeszowskiego pogotowia. Spotkała go bowiem jeszcze jedna historia. - Byłem kiedyś ranny w wypadku samochodowym - relacjonuje. - Karetka zawiozła mnie na pogotowie, bo miałem głęboką ranę ramienia. Lekarz zaszył rozcięcie, założył opatrunek i kazał go zmieniać co kilka godzin. Ręka mnie bolała i to jest oczywiste, ale niepokoiło mnie silne kłucie. Przy pierwszej zmianie opatrunku zobaczyłem, że z rany sterczy igła z nitką... Lekarze gorszego gatunku? Przypadki Jana G. nie są jedynymi przykładami niestarannej pracy lekarzy pogotowia ratunkowego. Podobnych historii znamy więcej. Dlaczego tak wiele uwag dotyczy pracy tej właśnie placówki? Pewne światło na sprawę rzuca wypowiedź wybitnego rzeszowskiego specjalisty, profesora medycyny, który w tym przypadku poprosił o zachowanie anonimowości. - W pogotowiu praca jest ciężka, a zarobki małe - uważa profesor. - Nie dziwię się więc, że nie garną się do niej lekarze wysokiej klasy. Dyżury często pełnią więc lekarze o niewielkim doświadczeniu... I to się chyba nie zmieni. Nie będzie cudu i gwiazdy podkarpackiej chirurgii czy traumatologii nie przyjdą dyżurować w pogotowiu. Ale cóż ma zrobić pacjent w tej sytuacji? Pani Anna postąpiła bardzo roztropnie. Ból nogi nasuwał wątpliwość co do prawidłowości diagnozy lekarza z pogotowia. Możliwie szybko skonsultowała się więc z chirurgiem w specjalistycznej poradni. Uchroniło ją to od bardzo poważnych konsekwencji zdrowotnych. - Proszę nie podawać naszych prawdziwych imion i zmienić inicjał nazwiska - mówi Jan G. na zakończenie rozmowy. - Odpukać w niemalowane, ale może się przecież jeszcze zdarzyć, że będziemy musieli skorzystać z pomocy pogotowia... KRZYSZTOF ROKOSZ