Mam prawo jeździć z ulgowym biletem, bo jestem emerytką i mam legitymację, która do tego uprawnia. Jednak w domu nie znalazłam biletu za 1,20 zł, tylko za 2,10. Pokazałam więc droższy, skasowany bilet kontrolerowi, a ten - ku mojemu zdziwieniu - kazał mi zapłacić karę! Kłopoty zaczęły się, gdy po okazaniu biletu za 2,10 zł nasza Czytelniczka powiedziała ''kanarowi'', że ma legitymację uprawniającą do ulgowego przejazdu. Ten nagle nabrał animuszu i... poinformował panią Janinę, że ma nieodpowiedni bilet, bo powinna posługiwać się biletem... tańszym. Uratowali ją pasażerowie Jeszcze bardziej pani Janina zdumiała się, gdy ''kanar'' zaczął spisywać jej dane adresowe i z radością poinformował, że będzie musiała zapłacić karę. A mandat to 50-krotność najtańszego biletu jednoprzejazdowego obwiązującego w MPK. Na szczęście z opresji wybawili ją pasażerowie, którzy zarzucili kontrolerowi, że bezpodstawnie chce ukarać starszą panią. Po ich interwencji ''kanar'' wycofał się. Zgodnie z przepisami? Sprawę próbowaliśmy wyjaśnić w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Rzeszowie. - Kontroler zachował się wobec tej pani prawidłowo - powiedział Wiesław Pomianek, dyrektor MPK. - Pasażer, który ma prawo do ulgowego biletu, może kasować tylko tańszy bilet, czyli za 1,20 zł. Nie może jeździć z biletem o wyższym nominale, czyli droższym, za 2,10 zł. Ta pani, kasując droższy bilet popełniła wykroczenie przeciw prawu przewozowemu. To przecież zysk dla MPK Czy to nie absurd, żeby karać pasażerów MPK tylko za to, że zamiast płacić mniej za bilet (mając do tego uprawnienie), płacą dobrowolnie więcej? Przecież w tym konkretnym przypadku był to 43--procentowy zysk dla MPK, przekazany przez panią Janinę. A kontroler jeszcze chciał ją za to ukarać. MARIUSZ ANDRES ** Zastanawiam się, co sobie myślał kontroler kwestionujący ważność droższego biletu i dochodzę, że nic nie myślał, bo myślenie albo sprawia mu fizyczny ból, albo nie ma w mózgu takiej funkcji. To jest tak, jakby za jazdę taksówką kierowca zażądał od nas powiedzmy 12 złotych, my zapłacilibyśmy 20 i powiedzieli, że reszty nie trzeba, a wtedy taksówkarz zawiózłby na nas policję, bo nie zapłaciliśmy tyle, ile trzeba. Bareja z Mrożkiem wspólnie by tego nie wymyślili. W związku z zaistniałą sytuacją przepytałem kilkudziesięciu znajomych, co o tym sądzą i każdy z uśmiechem pytał, czy żartuję. Kiedy dowiadywali się, że mówię poważnie, stwierdzali, że to tak absurdalne, iż nie sposób w to uwierzyć. Jedynie dyrektor MPK Wiesław Pomianek powiedział, że kontroler miał rację. No to ja już tego komentował nie będę. Krzysztof Pipała