- Kiedyś to brali tylko, jak się kolejny raz schodziło z Ukrainy. Teraz biorą już nawet na wejście - opowiada Kasia, "mrówka" z Przemyśla.
- To po prostu cyrk! Trudno nawet nazwać to "korupcją", bo nikt tam się z tym nie kryje, chyba, że jest kontrola - ironizuje inna kobieta opisując praktyki ukraińskich służb granicznych. To, że ukraińscy funkcjonariusze służb granicznych "biorą" to tajemnica poliszynela.
- Dolar na wejście, dolar na zejście - tłumaczy cierpliwie Adam, Polak "mrówkujący" na medyckim pieszym. Banknot najlepiej włożyć w środek paszportu, ale jeśli podróżny włoży gdzieś indziej, nie szkodzi - funkcjonariusz cierpliwie wertuje dokument aż znajdzie swoją "dolę". Jeśli nie ma "wkładki", to "zawraca" na koniec kolejki. Na jakiej podstawie? - Bo mu się tak podoba - śmieją się "mrówki". - Na koniec kolejki i już.
Bez "zielonego" tylko gdy jest kontrola
- "Czysty" paszport dajesz tylko wtedy, kiedy jest kontrola- wyjaśnia dalej Adam. -"Czysty" znaczy, bez dolara - dodaje.
Polskie "mrówki" nie muszą wtedy dawać "doli" za wejście lub zejście, ale odprawa odbywa się bardzo wolno.
- Od razu wiadomo, kiedy jest kontrola, bo funkcjonariusze po prostu mówią: "Tylko czyste paszporty" - mówi Kasia. - Wolno idzie wtedy, ale zaoszczędzić można - dodaje.
- Jak tak człowiek policzy: dolar za wejście, dolar za zejście i 4 złote za bus z Przemyśla do granicy, to mało co się zarabia na kartonie - martwi się Adam - ale co zrobić? Nie ma na nich sposobu, tam wszyscy biorą i to jest normalne "przedsiębiorstwo"!
Jak się dowiedzieliśmy haracz od polskich podróżnych jest pobierany przez ukraińskich funkcjonariuszy także na przejściach drogowych.
MONIKA KAMIŃSKA