Nawet jeśli wypadek spowodował kierowca, to i tak pieszy ponosi najdotkliwsze konsekwencje. Ginie lub zostaje inwalidą. Ci, którzy to zrozumieją, mają szanse na przeżycie. Pozostali są skazani na wyginięcie. To brzmi brutalnie i niehumanitarnie, ale taka jest rzeczywistość. Piesi, którzy nie rozumieją, że na jezdni zawsze są intruzami i muszą uważać na samochody, są skazani na wyginięcie. - Najczęstszym grzechem pieszych jest wchodzenie na jezdnię bezpośrednio przed nadjeżdżającym pojazdem - mówi nadkom. Mariusz Skiba, rzecznik prasowy podkarpackiej policji. Piesi wiedzą, że przejście dla pieszych jest ich azylem i kierowca powinien ustąpić im pierwszeństwa. Bywa jednak, że przejście traktują jak przedłużenie chodnika i niefrasobliwie wchodzą na jezdnię, nie zważając na samochody. Droga hamowania auta jadącego z prędkością 50 km/godz. wynosi na suchej nawierzchni około 17 m. Jednak zanim kierowca dostrzeże niebezpieczeństwo, naciśnie pedał i hamulce zaczną działać, upływa około sekundy. W tym czasie samochód przejeżdża też 17 m. Jeżeli dodatkowo cokolwiek akurat rozproszy uwagę kierowcy i zareaguje on tylko o sekundę za późno, to samochód przejedzie kolejnych 17 m. Wchodzenie na jezdnię przed autem znajdującym się bliżej niż 50 m grozi śmiercią! Szczególnie wtedy, gdy jezdnia jest mokra lub przyprószona śniegiem. Na śliskiej nawierzchni droga hamowania może być dłuższa nawet trzykrotnie. Kierowcy też, niestety, mają wiele na sumieniu. Nie zwalniają przed przejściami dla pieszych, by umożliwić im przejście. Bywa, że omijają samochody, które zatrzymały się w celu przepuszczenia pieszych. Kierowcy jeżdżą zbyt szybko, rozmawiają przez telefony komórkowe i często bywa, że nietrzeźwi siadają za kierownicę. To wszystko prawda. Jednak w konfrontacji z samochodem skutki błędów kierowców ponoszą piesi. Kierowca, co najwyżej, pójdzie na jakiś czas za kratki. Pieszemu można tylko napisać na nagrobku, że przechodził przez jezdnię zgodnie z przepisami. W nocy pieszego nie widać W świetle reflektorów mijania, przy dobrej pogodzie, pieszego widać z odległości 23 m. Powtórzmy, kierowca jadący z prędkością tylko 50 km/godz. może na suchej jezdni zatrzymać auto po 33 m od chwili zauważenia pieszego. Nie ma zatem żadnych szans uratować człowieka idącego jezdnią. Takich wypadków też jest bardzo wiele. Przyczyną są zbyt wąskie drogi, brak chodników i oświetlenia. To też prawda. Skutki drogowych zaniedbań ponoszą jednak piesi, bo to oni zginą, jeśli przed nadjeżdżającym samochodem nie zejdą w błoto na poboczu. W tym roku na podkarpackich drogach zginęło już 92 pieszych. W ciągu trzech tygodni grudnia, aż 7. Do końca roku zginie jeszcze kilka osób nierozumiejących, że pieszy z samochodem nigdy nie wygrywa. Taka jest brutalna drogowa selekcja naturalna. Nie bądź jej kolejną ofiarą. KRZYSZTOF ROKOSZ