- Nie wiem, co chciałem tym osiągnąć i dlaczego doszło do tej tragedii. Marcin M. wyjaśnił, że nie pamięta w ogóle, dlaczego doszło do jego scysji w bratem, ani jaki miała ona przebieg. Twierdził, że był pijany i ''film mu się urwał'', a ocknął się, gdy zobaczył brata leżącego na prawym boku pod furtką do ich posesji. Dlatego z telefonu komórkowego kolegi dzwonił po pogotowie i na policję, przyznając się od razu, że ''chyba nieumyślnie zabił brata''. Wczoraj przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie, prok. Jerzy Bułaś odczytał mu zarzut z aktu oskarżenia, iż działając z zamiarem pozbawienia życia, zadał bratu dwa uderzenia nożem (jedno drążące do worka osierdziowego i serca, a drugie w okolicę podłopatkową), po których nastąpił zgon Pawła M. Świadkowie bronili oskarżonego Podczas pierwszej rozprawy, której przewodniczy sędzia Jarosław Szaro, przesłuchano kilkoro świadków, z których większość starała się zeznawać korzystnie dla Marcina M. Jego żona oraz matka zeznały, że Paweł był bardziej agresywny od Marcina i to on pierwszy go zaatakował, a nawet dusił i uderzał głową o ziemię. Potwierdził to dobry znajomy obu braci 22-letni Witold L. Świadek ten pił wcześniej z braćmi wino, ale pijany Marcin M. kazał mu opuścić ich posesję. Według niego, Paweł M. miał o to do niego pretensje i od tego zaczęła się awantura i bójka braci, która zakończyła się rodzinną tragedią, którą po niespełna roku (5 września br.) dopełniła samobójcza śmierć trzeciego z braci M. - Andrzeja. 2 października ub.r. próbował on ich rozdzielać, wraz z żoną Marcina - Dorotą M. JANUSZ KLICH