O rzekomym bohaterstwie policjantów szeroko pisała "Sztafeta". Po tym, jak pojawiły się zarzuty pod adresem policjantów, Komendant Powiatowy Policji w Stalowej Woli przekazał materiały sprawy do prokuratury. Wszczął też postępowanie wewnętrzne. Prokurator uznał jednak, że nie został naruszony żaden przepis kodeksu karnego i odmówił wszczęcia dochodzenia. Ale badał jedynie notatkę służbową jednego z policjantów. Nie można było na jej podstawie określić, czy mundurowi sobie przypisali zasługi, bo użyli bezosobowych zwrotów - typu: wyniesiono, zauważono. Bardziej restrykcyjne okazało się za to policyjne postępowanie. - Ci dwaj funkcjonariusze, przypisując sobie bohaterski czyn, nie popełnili przestępstwa, natomiast złamali zasady etyki policyjnej i wprowadzili w błąd swoich przełożonych - mówi asp. sztab. Andrzej Walczyna, rzecznik prasowy policji w Stalowej Woli. W postępowaniu dyscyplinarnym ustalono, że policjanci podczas tej akcji narażali się na niebezpieczeństwo, podjęli ryzyko, wchodząc do płonącego mieszkania i sprawdzając, czy w jego wnętrzu znajdują się inne osoby. Z uwagi na znaczne zadymienie robili to kilkakrotnie. Ale w sporządzonej dokumentacji nie zawarli istotnej dla sprawy informacji. Nie podali, że w akcji ratowniczej uczestniczył mieszkaniec tego budynku, który po otwarciu drzwi do mieszkania wyniósł 49-letniego lokatora. Policjanci wspólnie z nim transportowali uratowanego mężczyznę z klatki przed blok. - W wyniku postępowania ustalono, że funkcjonariusze nie poinformowali o roli tego człowieka w działaniach ratowniczych na jego wyraźną prośbę. W rozmowie, tuż po tej akcji, zastrzegł, by nie ujawniali jego udziału w akcji i tożsamości - można przeczytać w oficjalnym komunikacie policji. Sam Jacek Ozga nigdy wcześniej mediom, które dotarły do niego po nagłośnieniu skandalu, o tym fakcie nie mówił. Teraz, pytany przez "Sztafetę", wyraźnie nie chce, by wracać do sprawy, czegoś się obawia. - Wie pan co? Ja macham już na to wszystko ręką. Tak jak mi radzą niektórzy. Gdyby to nie była policja... Nie chcę się po prostu narażać - mówi Ozga. Komendant Powiatowy uznał mimo wszystko, że policjanci wprowadzili w błąd swoich przełożonych oraz złamali zasady etyki zawodowej. Za takie zachowanie ponieśli konsekwencje dyscyplinarne. Ukarani zostali naganą. Choć nie będą musieli oddawać przyznanych im nagród za bohaterski czyn - po 1200 zł brutto, ale i tak finansowo ucierpią. Przez 12 miesięcy stracą połowę dodatku do pensji, a tzw. nagroda roczna w wysokości miesięcznej pensji zostanie im uszczuplona o 20%. Policjanci zostali też przeniesieni z pracy w komendzie powiatowej do pracy w dwóch różnych posterunkach policji na terenie powiatu stalowowolskiego. g