Siedem osób zostało oskarżonych o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Grozi im za to do 5 lat więzienia. Według śledczych z Wydziału Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie grupa czerpała też korzyści z nierządu. Szefowi grupy, 44-letniemu Bronisławowi B. grozi znacznie więcej. - Oskarżony został on także o handel ludźmi, za co grozi od 3 do 15 lat pozbawienia wolności - mówi Damian Mirecki, szef wydziału. Chodzi o kupno Ukrainki, która kosztowała... 300 zł. 120 zł od klienta Dokładnie nie wiadomo, ile kobiet pracowało w agencji i na ilu zarabiali "biznesmeni". Na pewno było ich kilkadziesiąt. - To panie w wieku od 20 do 52 lat - informuje Mirecki. Do Orłów przywożone były z odwodu lwowskiego, Charkowa, Kijowa, Odessy. Miały pracować w szklarniach i na polach rolników. Kierownik grupy załatwiał im zaświadczenia, że przyjmie je do legalnej pracy. Szedł do Urzędu Gminy w Orłach i tam deklarował się, że przyjmie panie z Ukrainy do pracy. Przybijano mu pieczątkę na dokumentach i panie mogły przyjechać do Polski. Wiedziały jednak, zdaniem Mireckiego i śledczych z jego wydziału, że ich praca będzie polegała na zupełnie czym innym. W agencji towarzyskiej za godzinę świadczonych usług seksualnych brały po 120 zł. Dochodem dzieliły się pół na pół z "opiekunami". Mężczyźni rozmawiali szyfrem Siedmiu członków grupy to mężczyźni zamieszkali w Orłach i Przemyślu. Na potrzeby swojego "biznesu" stworzyli specyficzny język. - Chodziło o zachowanie formy konspiracji podczas rozmów w obecności klientów - mówi Damian Mirecki. I tak Ukrainki, które pracowały w domu uciech, miały swoje pseudonimy. Wszystkie to marki samochodów. Zamiast przykładowej Tani, Nataszy, Swietłany, były Mercedes, Opel, Audi. Oczywiście, biznes założony był po to, aby czerpać jak największy dochód. Dlatego też kobiety rozliczane były z "akordowej pracy". Zdaniem Damiana Mireckiego nie było jednak żadnych kar za gorszą pracę. Dorota Szturm-Szajan Czy domy publiczne powinny być legalne? Podyskutuj o tym na forum