- Jestem zszokowana tą decyzją. Przecież z ostatnich 15 lat został nam w archiwum tylko jeden dziennik. Pozostałe zniszczył ten człowiek, a mimo to nie poniesie żadnej odpowiedzialności - komentuje Monika Bis, dyrektor szkoły. Śledztwo w tej sprawie prowadziła stalowolska prokuratura od lutego, w kierunku artykułu 276 kodeksu karnego, czyli zniszczenia dokumentów. - Postępowanie zostało umorzone z powodu braku znamion czynu zabronionego - mówi krótko Bogdan Gunia, szef Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli. Jak to możliwe? Niestety, nikt z prokuratury nie wytłumaczył nam, dlaczego w zniszczeniu setek szkolnych dzienników nie dopatrzono się żadnego przestępstwa czy przewinienia. Przypomnijmy, że spustoszenia w szkolnej dokumentacji dokonał emeryt, który prowadził od 2004 roku kwerendę w tutejszym archiwum. Zgodę na to dostał jeszcze od poprzedniego dyrektora placówki. Miał napisać książkę o dziejach szkoły. Monografii nie napisał, za to zniszczył - do czego zresztą później przyznał się przed dyrektorką i pracownikami szkoły, dużą część dokumentacji. A sprawa wyszła na jaw przypadkiem. Zaczęło się od tego, że dyrektorka szkoły sprawdzając dane sprzed kilku lat, natknęła się na dziennik, w którym brakowało kartek. Zaniepokojona, sprawdziła kilka innych dzienników z archiwum i okazało się, że one również mają całe okładki, ale w środku brakuje niektórych stron, głównie tych z listami uczniów. Powołano więc komisję, która przejrzała znajdujące się w archiwum dzienniki lekcyjne z ostatnich 15 lat (szkoła ma obowiązek przechowywać te z ostatnich 5 lat). Okazało się, że straty są olbrzymie. Zniszczonych zostało setki dzienników. Część z nich nie została jednak wyniesiona ze szkoły - ich drobno pocięte fragmenty znaleziono za stojącym w archiwum regałem. W sumie, komisja uzbierała aż 3 worki papierowych ścinków z dzienników. - Mężczyzna zniszczył wszystkie z lat 1991-2006. Ocalał tylko jeden. Całe szczęście, że te same dane mamy jeszcze w arkuszach ocen, bo inaczej byłyby one nie do odtworzenia. Wciąż nie potrafię pojąć, dlaczego to zrobił. On sam nie umiał nam tego wytłumaczyć - mówi Monika Bis. Dyrektorka szkoły nie potrafi też zrozumieć wyniku prokuratorskiego dochodzenia. Dziwi ją, że zostało umorzone. - Dla mnie oznacza to, że można bezkarnie niszczyć dzienniki. Może gdyby ktoś z policji czy prokuratury przyszedł do szkoły i osobiście obejrzał to, co zostało z naszego archiwum, postępowanie skończyłoby się inaczej. A niestety przez całe śledztwo nikt nie pofatygował się, żeby chociaż obejrzeć pocięte dokumenty - mówi dyrektorka. Nie wiadomo, czy dyrekcja ZS nr 4 odwoła się od decyzji prokuratury w sprawie zniszczonych dzienników. Na razie dyrektorka czeka na oficjalne zawiadomienie w tej sprawie. Tomasz Wosk