19 kwietnia w Łańcucie odbędą się wybory uzupełniające do Rady Miasta. Gdyby żył Stanisław Bareja zapewne wykorzystałby ten epizod w jednej ze swych komedii. Okazuje się, że na rajcę miejskiego kandyduje tylko jedna osoba. I w tym przypadku głosowanie nie jest potrzebne. Kilka dni temu z mandatu radnego miejskiego zrezygnował Grzegorz Wilk. Sprawa z wygaśnięciem jego mandatu ciągnęła się od wielu miesięcy. Zasiadając bowiem w radzie i kierując Komisją Budżetu i Finansów jednocześnie zasiadał w zarządzie Stowarzyszenia Rozwoju Ziemi Przemyskiej (quasi-partii rządzącej obecnie Łańcutem). W marcu zeszłego roku wojewoda podkarpacki Mirosław Karapyta wydał zarządzenie o wygaśnięciu mandatu. Rada Miejska, zdominowana przez działaczy Stowarzyszenia, nie przyjęła jednak tego do wiadomości i nie stwierdziła wygaśnięcia mandatu. Wilk odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który do tej pory również nie wydał w tej sprawie wyroku. Wybrany przed głosowaniem Niespodziewanie ostatnio radny Wilk zdecydował się jednak na odejście. Jednocześnie zgłosił swoją kandydaturę w koniecznych w takim przypadku wyborach uzupełniających. Wybory przewidziano na 19 kwietnia. Okazało się jednak, że nie ma więcej kandydatów. W Łańcucie ukazało się ostatnio obwieszczenie Miejskiej Komisji Wyborczej, że w takim przypadku wybory się odbędą, ale nie będzie głosowania. - Ponieważ jest tylko jeden kandydat, to zgodnie z prawem nie musi być przeprowadzone głosowanie - poinformowano nas wczoraj w Państwowej Komisji Wyborczej. W takim przypadku, Wilk może już świętować ponowne zdobycie mandatu. Nie będzie kart do głosowania, nie będzie głosujących. Będzie za to komisja wyborcza, której członkowie mają przygotować odpowiednie dokumenty zaświadczające uzyskanie mandatu przez kandydata. Za swoją pracę każdy otrzyma prawdopodobnie po ok. 200 złotych brutto. Szymon Jakubowski