Na razie dokładnie nie wiadomo, jaki przebieg miało to dramatyczne wydarzenie. Trwa śledztwo, które to ustali. Mówi się o tym, że jeden z chłopców chciał ratować kolegę, jednak przeliczył się z siłami... Przypomnijmy: do tragedii doszło w niedzielę po południu. Zaniepokojona długą nieobecnością matka jednego z chłopców powiadomiła policję. Podjęto poszukiwania. Podczas przeszukiwania terenu nad basenem przeciwpożarowym w Jasionce znaleziono rower. Jednak jego właściciela nigdzie nie było. Wezwano straż, która podczas penetrowania zbiornika wyłowiła ciała dzieci - 7-letniego Tomasza i 9-letniego Cypriana. Dramat poruszył wielu Już pierwszego dnia w miejscu wypadku zapłonęły znicze. Cała wieś przeżyła szok. Przychodzili koledzy ze szkoły i z podwórka, osoby starsze i małe dzieci, ci, którzy znali chłopców i całkiem obcy, których po prostu poruszył ten dramat. - Śmierć małych dzieci to ogromna tragedia. Trudno w to uwierzyć - mówi drżącym z rozpaczy głosem pani Zofia, która z wnuczkiem Mateuszem, kolegą Cypriana z klasy, przyszła nad feralny basen. - To był dobry kolega - mówi. - Gdy w szkole dowiedziałem się o wszystkim, byłem bardzo poruszony - dodaje ze smutkiem. Utonęli, ale jak? - Sekcja zwłok potwierdziła utonięcie obydwu chłopców. Śledztwo jest w toku i na pierwsze oficjalne wyniki trzeba zaczekać kilka tygodni - mówi prokurator Renata Krut-Wojnarowska z Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie. Podinspektor Zbigniew Kocój z Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie przedstawia możliwy przebieg wydarzeń: - Niewykluczone, że któryś z tych chłopaków chciał ratować swego kolegę, gdy ten wpadł do basenu. - Wciąż nie wiadomo, w jaki sposób ten pierwszy znalazł się w wodzie. Nie mamy na razie naocznych świadków tego zdarzenia - dodaje. Jednak wiadomo, że gdyby byli świadkowie, to nie dopuściliby, aby dzieci utonęły. Na pewno każdy dorosły natychmiast rzuciłby się na pomoc. Zarządca niewinny Basen przeciwpożarowy znajduje się na terenie Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Jasionce. Najpierw sprawdzono, czy zbiornik był właściwie zabezpieczony. Okazało się, że uchybień nie było. Niemniej jednak zarządca postanowił dodatkowo otoczyć basen siatką. Jednocześnie okazało się, że przepisy określają jedynie warunki ogólne, aby "zbiornik był zabezpieczony przed ludźmi lub zwierzętami". Jednak konkretnego zapisu o tym, jakiego rodzaju ma być to zabezpieczenie - nie ma żadnego. Odgradzamy, nie ryzykujemy! - Wszystko zależy od wyobraźni i poczucia odpowiedzialności zarządcy terenu, na którym się znajduje basen przeciwpożarowy - zaznacza starszy kapitan Marcin Betleja z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Rzeszowie. - Mamy podobny zbiornik przy komendzie. Mimo że cały teren jednostki jest ogrodzony siatką, założyliśmy dodatkowe barierki przy zbiorniku. Obok jest szkoła i przedszkole, więc lepiej nie ryzykować! - podkreśla. Zgubna zabawa - Pamiętam do dziś swoje przykre doświadczenie ze zbiornikiem przeciwpożarowym - opowiada znajomy rzeszowianin. - Jako dziecko łapałem z bratem kijanki w podobnym zbiorniku przeciwpożarowym. W pewnym momencie stanąłem na pochyłej krawędzi betonowej i zacząłem się zsuwać. Sparaliżował mnie strach. Nie mogłem się ruszyć. Jednocześnie czułem, że zanurzyłem się w wodzie po kolana. Gdyby nie szybka reakcja brata, nie wiadomo czym by się to skończyło - dodaje. Zasypiemy te zbiorniki - Na terenie naszej gminy mamy jeszcze dwa podobne zbiorniki w Łące i Terliczce - mówi Józef Fedan, wójt gminy Trzebownisko. - Gdy pytałem strażaków z OSP, żaden nie potrafił powiedzieć, kiedy ostatnio były przydatne. W tej sytuacji wydałem polecenie, aby je osuszyć i zasypać, by w przyszłości uniknąć ewentualnej tragedii. Obecnie mamy wystarczające zabezpieczenie przeciwpożarowe, by z nich zrezygnować - dodaje. ANDRZEJ ŁAPKOWSKI