- Sygnały o zagrożeniu życia i zdrowia mieszkańców wspomnianego bloku dotarły do policji w połowie 2008 r. Wynikało z nich, że w ostatnich latach doszło tam do kilku zatruć tlenkiem węgla, a interwencje u zarządcy budynku, czyli spółdzielni mieszkaniowej, pozostają bez reakcji - powiedział rzecznik. W trakcie śledztwa okazało się, że już w lutym 2005 r. kominiarz zalecił usunięcie nieprawidłowości przewodów kominowych. Spółdzielnia nie tylko nie wykonała zaleceń, ale rok później nie przeprowadziła obowiązkowego przeglądu kominów. Kolejny przegląd kominiarski w 2007 r. ujawnił nieprawidłowości, które zagrażały bezpieczeństwu mieszkańców. Zarządca budynku tych usterek również nie naprawił. Także w 2007 r. w jednym z mieszkań zaczadziła się kobieta, którą udało się uratować. Przeprowadzony wtedy pomiar stężenia tlenku węgla wskazał przekroczenie dopuszczalnych norm. - Stwierdzono również brak ciągu kominowego. Interwencje właściciela mieszkania w spółdzielni pozostały bez echa. Ostatecznie mężczyzna sam zlecił przeprowadzenie ekspertyzy, która wykazała wadliwy stan przewodów kominowych - dodaje Międlar. Zgodnie z prawem obowiązek utrzymania budynku w odpowiednim stanie technicznym ciąży na jego zarządcy. - Na tej podstawie prokurator oskarżył 62-letniego, b. już prezesa spółdzielni, o narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz o spowodowanie uszczerbku na zdrowiu zaczadzonej w 2007 r. kobiety. Za pierwsze z tych przestępstw grozi kara pozbawienia wolności do trzech lat, za drugie od trzech miesięcy do pięciu lat - zaznacza rzecznik policji. Oskarżony, który w ubiegłym roku został odwołany z zajmowanego stanowiska, nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. W toku śledztwa nie ustalono bezpośredniego związku pozostałych zaczadzeń z zaniedbaniami ze strony zarządcy.