W momencie wypadku leśniczy dokonywał przeglądu uprawy jodłowej. - W pewnym momencie zauważył zbliżającego się w jego kierunku małego niedźwiedzia, a po chwili został zaatakowany przez dużą samicę, zapewne matkę niedźwiadka. Zdążył ochronić rękoma głowę, skulił się na ziemi pod rosnącą najbliżej brzozą. Niedźwiedzica oddaliła się po zadaniu mu ciosów w głowę i plecy - relacjonował Marszałek. Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Po leśniczego przyleciał śmigłowiec LPR Poszkodowany nie stracił przytomności i telefonicznie wezwał na pomoc najbliżej znajdującego się leśnika. Ten powiadomił pogotowie ratunkowe i wraz z kilkoma innymi osobami udał się na miejsce zdarzenia. - Poszkodowanego zastali, gdy o własnych siłach dochodził do drogi stokowej i opatrzyli jego rany. W tym czasie leśniczy relacjonował przebieg ataku - mówił przedstawiciel Lasów Państwowych. Konsekwencją ataku niedźwiedzia jest rana szarpana na głowie mająca ok. 20 cm długości, poszarpane ucho oraz ślad na plecach. Mężczyzna stracił dużo krwi. Został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Sanoku. - Z wiadomości uzyskanych ze szpitala wynika, że stan poszkodowanego jest stabilny - dodał rzecznik krośnieńskiej RDLP. Leśnicy apelują o ostrożność podczas wędrówek po lasach. Miejsca, gdzie można potencjalnie spotkać niedźwiedzia, oznaczone są tablicami ostrzegawczymi.