Józef mieszka dziś w noclegowni. Niemal całkowicie zerwał kontakt z rodziną. Prócz łóżka w placówce i 400-złotowego zasiłku z opieki społecznej nie ma nic. Zaraz po ślubie zamieszkał z żoną i trójką dzieci u teściowej. Po 12 latach małżeństwa jego żona bardzo poważnie zachorowała i zmarła. To było niemal 20 lat temu. Wówczas w życie Józefa zaczął wkradać się alkohol. Alkoholizm jest gorszy niż rak - Nie mogłem zgodzić się z teściową. Już po 6 miesiącach od śmierci żony kazała mi się wynieść z domu. Dzieci zostały u niej - mówi dziś Józef. - Wtedy rozpoczęła się moja tułaczka. Przez 6 lat mieszkał u swojego brata. Konflikty z bratową zmusiły go jednak do wyprowadzenia się i stamtąd. - Na wiosnę to byłem potrzebny, bo roboty na gospodarstwie było dużo - mówi. - Ale jak przychodziła zima, to już mnie nie chciała. Po kilku latach nie wytrzymałem i w końcu musiałem się wynieść. Postanowił wtedy poprosić o pomoc jednego z synów. W jego domu też nie zagrzał długo miejsca. Po około 5 latach wyprowadził się. - Nie mogłem dogadać się z synową. Ona nie chciała, żebym z nimi mieszkał. Oddawałem jej wszystkie pieniądze, a jej i tak ciągle było mało. Zagroziła, że się wyprowadzi z domu, jeśli ja zostanę. Nie chciałem, żeby małżeństwo syna się rozpadło. Wolałem się wynieść - wspomina Józef. Przez jakiś czas tułał się po wsi. Mieszkał w stajniach i stodołach, pomagał gospodarzom. Jak mówi, nie było mu źle, bo dali jeść i miał gdzie spać, a i papierosy kupili. Nie ukrywa też, że przez cały ten czas pił. - Czasem syn przyniósł wino, to się wypiło... - mówi. Trzy lata temu losem bezdomnego Józefa zainteresowała się opieka społeczna. Skierowali go do tarnobrzeskiej noclegowni. Kontakt z rodziną zerwał niemal całkowicie. Dziś synowie go nie odwiedzają. - Najmłodszy był u mnie dwa razy. Raz chciał, żebym mu pole po żonie przepisał. Później przyjechał, żeby zaprosić mnie za wesele - wspomina. - W kościele na ślubie byłem, ale na przyjęcie nie poszedłem, nie chciałem... Jak mówi, dobrze mu się mieszka w noclegowni i nie chce się stamtąd wyprowadzać. Wie, że przez cały rok znajdzie tam ciepły kąt i jedzenie. Za swoją sytuację winą próbuje obarczać najbliższych. Wie jednak, że to alkohol doprowadził go do miejsca, w którym się teraz znajduje. - Ksiądz powiedział kiedyś na kazaniu, że alkoholizm to jest gorsza choroba niż rak, bo rak toczy jedną osobę, a alkoholizm całą rodzinę - mówi dziś. - Ja choruję od 18 lat i do lekarza swojego jeżdżę. Ale z tego nie da się wyjść... Teraz nie piję, bo nie mam za co. To znaczy... sam nie szukam, ale jeśli się trafi, jeśli koledzy mają, to nie odmówię... Liczba bezdomnych wzrasta To właśnie alkohol jest powodem bezdomności większości osób mieszkających dziś w tarnobrzeskiej noclegowni. Z roku na rok przybywa w niej mieszkańców. W placówce działającej przy kościele pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnobrzegu na stałe mieszka 10 osób. Są jednak tacy, których dopiero mróz i śnieg zmusza do przeniesienia się z ulicy do noclegowni. Na dzień dzisiejszy jest tam już ponad 70 lokatorów. Przerażający jest fakt drastycznego spadku średniej wieku osób trafiających do noclegowni. Najmłodsi mają nawet niewiele ponad 20 lat. W głównej mierze są to byli wychowankowie placówek opiekuńczo-wychowawczych. Bezdomnymi stają się również byli więźniowie, którzy opuścili zakłady karne, a także osoby dotknięte chorobą psychiczną, które nie chcą wracać do rodziny.