Wprowadzony przed laty w Polsce i z powodzeniem funkcjonujący w Europie numer alarmowy 112 miał ułatwić kontakt osób potrzebujących pomocy ze wszystkimi służbami ratunkowymi. Dzięki niemu każdy powinien połączyć się zarówno z policją, strażą pożarną jak i pogotowiem. Niestety praktyka jest inna niż założenia. Dodzwonienie się na numer alarmowy często graniczy z cudem. Jest kilka udokumentowanych tego rodzaju przypadków. Przypadek pierwszy. W jednej z rzeszowskich firm przytomność traci pracownik. Wszystkie objawy wskazują na atak epilepsji. Współpracownicy natychmiast podejmują akcję ratunkową, jednocześnie dzwonią po pogotowie. Pod numerem 112 dyżurny stwierdza, ze nie może wysłać karetki i odsyła pod numer 999. Kilka osób rozpaczliwie przez kilka minut usiłuje połączyć się z pogotowiem. Udaje się to dopiero po dłuższej chwili. Połączenie się z numerem 999 też wymaga czasu. Potrzebujący dzwoni - nikt nie odbiera Przypadek drugi. Jedno z większych osiedli w Rzeszowie. Pod jednym z bloków przy placu zabaw pełnym dzieci szaleje dwóch młodzieńców na skuterach. Są bardzo agresywni. Na zwróconą im uwagę, że stanowią zagrożenie dla bawiących się malców, reagują wyzwiskami. Jeden z nich wyciąga nóż. Za chwilę może dojść do tragedii. Jeden z obserwujących zajście mieszkańców zaczyna dzwonić na 112. Kilkakrotne próby połączenia nie powodzą się. Nikt nie odbiera. Dodzwonienie się na 997 jest także niemożliwe. Dopiero za szóstym razem zgłasza się automatyczna sekretarka z głosem wzywającym do cierpliwego oczekiwania na połączenie. Do dramatu nie dochodzi tylko dzięki temu, że dwaj agresywni młodzieńcy zostają spłoszeni zdecydowaną postawą zbierających się wokół bloku mieszkańców. Problem istnieje, kto jest winny? Dlaczego nie można dodzwonić się na funkcjonujący w całej Europie numer ratunkowy? Funkcjonariusze i ratownicy medyczni, z którymi rozmawiali dziennikarze rozkładają ręce. Winą za taki stan rzeczy obarczają braki kadrowe, wiele zgłoszeń i psujący się sprzęt. Obsługą telefonu zajmują się funkcjonariusze straży pożarnej. Zastępca komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej starszy brygadier Bogdan Kuliga zapowiedział, że sprawdzi zgłoszone przez dziennikarzy zdarzenia. Lepiej dzwonić na stare numery - Osoba obsługująca numer alarmowy powinna natychmiast przekierować rozmówcę do odpowiedniej służby. Być może tutaj zawinił czynnik ludzki, być może rutyna, może sprzęt - tłumaczy wicekomendant. Komendant miejski policji Witold Szczekala mówi z kolei, że często ilość zgłaszanych interwencji jest tak duża, że dyżurujący policjanci nie nadążają z odbieraniem telefonów i dlatego oczekiwanie na połączenie może tak długo trwać. W czasie niektórych dyżurów rzeszowscy policjanci przyjmują nawet po 120 zgłoszeń. Dyrektor rzeszowskiego pogotowia ratunkowego Stanisław Rybak przyznaje, że często 112 szwankuje. - To telefon ogólnoeuropejski, przeznaczony bardziej dla osób, które nie znają lokalnych numerów alarmowych. Radzę, w przypadku konieczności uzyskania pomocy medycznej, dzwonić na wciąż aktualny numer 999. To zdecydowanie skraca czas oczekiwania na pomoc - tłumaczy dyrektor Rybak. Szymon Jakubowski sjakub@pressmedia.com.pl