W sumie w wypadku na al. Niepodległości, do którego doszło w Mielcu na Podkarpaciu obrażenia odniosły trzy osoby. Nissan pędzący al. Niepodległości od strony strefy uderzył w jadącego prawidłowo citroena. Kierowca citroena jechał ul. Biernackiego wprost przez skrzyżowanie. Uderzenie odrzuciło citroena na pas ruchu wiodący z osiedla na strefę. Obrażeń doznał kierowca i pasażerowie citroena. Na miejscu natychmiast zjawiła się karetka pogotowia, ale na najbardziej poszkodowaną w wypadku osobę trzeba było czekać pół godziny. 10-letni chłopiec utknął na tylnym siedzeniu. W wyniku zderzenia zablokowany został jeden z pasów ruchu. Strażacy dwoili się i troili, aby wyciągnąć z tylnego siedzenia zakleszczonego chłopca, ale blachy citroena do tego stopnia pozaginały się w wypadku, że stanowiły przeszkodę nie do przebycia. - Aby wyciągnąć chłopca, strażacy musieli rozciąć karoserię uszkodzonego samochodu. Odcięli również dopływ gazu do jednego z aut, aby nie doszło do pożaru - zrelacjonował akcję Marek Matubowski, rzecznik prasowy KP PSP w Mielcu. Stojący obok auta spory tłum mielczan z coraz większym niepokojem obserwował krążących dookoła auta sanitariuszy z noszami i strażaków usiłujących wyswobodzić chłopca. Rozcinanie karoserii trwało jednak bardzo długo, ale w końcu się udało. Młody pasażer citroena został zabrany przez karetkę. Okazało się, że oprócz potłuczeń ma złamany obojczyk. W wypadku oprócz 10-latka ucierpiały jeszcze dwie osoby. Wszystko wskazuje na to, że winę za wypadek ponosi Małgorzata C., która kierowała nissanem i nie udzieliła pierwszeństwa citroenowi. Sprawę bada mielecka KPP. r