Sąd odwoławczy rozpatrzył w piątek apelację obrońców 33-letniego Mariusza Ł., który w lutym tego roku został skazany przez Sąd Rejonowy w Opolu na 7 lat więzienia. Obrońcy oskarżonego, który w marcu 2010 r. jadąc z nadmierną prędkością fiatem ducato tuż przed miejscowością Tułowice zabił młode małżeństwo poruszające się na rowerach - 21-letnią kobietę i 25-letniego mężczyznę - uznali ten wyrok za "niewspółmiernie rażący". Chciał zrzucić winę na rowerzystów Na piątkowej rozprawie obrońcy Mariusza Ł. argumentowali, że rowerzyści, którzy zginęli w wypadku przyczynili się do zdarzenia. Jechali obok siebie, a nie jedno za drugim, poruszali się po drodze a nie ścieżce rowerowej i nie mieli oświetlonych rowerów oraz kamizelek odblaskowych. Skład sędziowski nie przyjął jednak większości argumentów uznając, że na częściowe uwzględnienie zasługuje tylko ten dotyczący niewspółmiernie rażąco wysokiej kary. Obniżając jej wymiar sędziowie wzięli pod uwagę okoliczności łagodzące - to, że Mariusz Ł. wyraził skruchę, przeprosił rodziny ofiar, a wcześniej m.in. udzielał się charytatywnie. Odnosząc się do argumentów obrony sędzia wydziału karnego odwoławczego Sądu Okręgowego w Opolu Andrzej Polański w uzasadnieniu wyroku stwierdził, że zgromadzone dowody wskazują na fakt, iż ścieżka rowerowa w tym miejscu została uporządkowana tak, by móc z niej korzystać, dopiero po wypadku. Poza tym oskarżony, który mieszkał w Tułowicach, gdzie zdarzył się wypadek wiedział, że rowerzyści poruszający się tym odcinkiem trasy jeżdżą drogą. Sędzia podważył też argument dotyczący tego, że rowerzyści stanowili zagrożenie, bo jechali obok siebie. Przypomniał, że oskarżony wjechał w oboje z dużą prędkością - również w kobietę, która poruszała się bokiem jezdni. Ścigał się z kolegą Za "niekwestionowany" sędzia uznał również fakt, że oskarżony wyjeżdżając w dniu zdarzenia z Niemodlina, skąd jechał do Tułowic, gdzie doszło do wypadku, ścigał się z kolegą, który jechał innym pojazdem. Nawzajem się wyprzedzali. Jechał więc nadmierną prędkością bezpośrednio przed wypadkiem, do którego doszło kilka metrów przed tablicą wjazdową do Tułowic. Prędkość była na tyle duża, że - zdaniem biegłego - nie dałby rady wyhamować do prędkości zgodnej z przepisami. Sędziowie stwierdzili, że do wypadku doszło, bo oskarżony znacznie przekroczył prędkość i nie obserwował dobrze drogi i pobocza, a nie z winy ofiar zdarzenia. Sędziowie nie przyjęli też argumentacji obrony, że oskarżony oddalił się z miejsca wypadku, bo był w szoku. Zaszło podejrzenie, że mężczyzna mógł być pod wpływem alkoholu, gdy doszło do wypadku. Badania przeprowadzone następnego dnia tego jednak nie potwierdziły. Szukał kozła ofiarnego Sąd uznał, że Mariusz Ł. zbiegł z miejsca wypadku, by uniknąć odpowiedzialności lub utrudnić postępowanie. - Posunął się nawet do tego, by inna osoba wzięła na siebie winę za sprawstwo zdarzenia - przypomniał sędzia. - Dopiero działania policji, która od początku nie dawała wiary twierdzeniu, iż nie prowadził samochodu, doprowadziły do ustalenia stanu faktycznego - dodał sędzia. Wyrok jest prawomocny.