40-letni mieszkaniec Katowic działał na terenie całej Polski, a także Niemiec. - Z ustaleń śledztwa wynika, iż oskarżony do domów włamywał się z reguły od strony ogrodu, wyważając okna lub drzwi balkonowe, wieczorową porą. W jego zainteresowaniu pozostawały wyłącznie złoto i pieniądze - zaznaczyła Sieradzka. Dodała, że jeśli włamywacz nie znalazł w domu oczekiwanych łupów, to "mścił się" na mieszkańcach. - Darł znalezione paszporty domowników, niszczył laptopy i inny sprzęt elektroniczny, demolował meble i ubrania. Wrzucał też do toalety znalezione telefony komórkowe - relacjonowała prokurator. Włamywacz pracował samotnie - według ustaleń śledztwa wszystkich ponad 400 czynów dokonał sam. Na ławie oskarżonych w jego procesie zasiądą też osoby, które pomagały mu - np. pilnując skradzionych przedmiotów, albo spieniężając złote precjoza. - Oskarżony "odwdzięczał się" za pomoc, np. fundując swoim pomocnikom pobyty w hotelach, czy dając pieniądze na zakupy - wyjaśniła Sieradzka. Artur B. przebywa w areszcie. Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 15, ponieważ zarzucono mu popełnienie przestępstw w warunkach recydywy. Pozostali oskarżeni - Jacek K., Edyta B. i Mariusz K. złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze, uzgodniono dla nich kary od półtora do dwóch lat więzienia w zawieszeniu.