Zaczęło się od zatopienia Kielczy. Mieszkańcy Zamościa, części wsi leżącej po lewej stronie rzeki, zostali zalani około 9.00 rano. Mała Panew przybierała błyskawicznie, na ewakuację nie było wiele czasu. Kiedy z jednego z domów wynoszono starszą osobę na wózku inwalidzkim, trzeba było użyć wysokiej naczepy ciągnikowej, by przewieźć ją bezpiecznie przez rwącą wodę. Dramatycznie wyglądała też sytuacja w Żędowicach w okolicy firmy Orlando i młyna Thielów. Podczas podtopów tutaj zawsze jest woda, ale takiej powodzi nie pamiętają najstarsi mieszkańcy. Okoliczne stawy hodowlane zostały wypłukane z ryb. Było je widać na pobliskich polach. Mieszkańcy i strażacy sypali umocnienia na ulicy 30-lecia, której groziło zalanie. W Zawadzkiem pierwszymi ofiarami fali byli mieszkańcy Świerkli. Prawdziwą grozę sytuacji zawadzczanie zrozumieli, kiedy woda wdarła się na ulice miasta. Nikt się tego nie spodziewał. Woda z Małej Panwi przelała się przez wały oddzielające rzekę od kanału hutniczego. Fala powodziowa płynęła do stawu hutniczego i dalej w głąb miasta. W krótkim czasie ulica Opolska stała się nieprzejezdna dla samochodów osobowych. W okolicach dworca PKP poziom wody sięgał około 0,7 m. Dzięki wysiłkowi strażaków udało się uratować przepompownię wody. Zalało za to oczyszczalnię ścieków. Na szczęście okazało się, że spodziewana główna fala powodziowa, która miała mieć ponad metr wysokości, nie nadeszła. Kulminacja powodzi nastąpiła w nocy z 18 na 19 maja i od tej pory woda zaczęła opadać. Romuald Kubik