Bardzo popularne są tzw. suplementy diety. Pod tą nazwą może kryć się absolutnie wszystko. Nie są to leki, więc nie podlegają tak rygorystycznej kontroli. Zapis praw mówiący, że "etykietowanie, prezentacja i reklama nie mogą przypisywać suplementom żywnościowym właściwości zapobiegawczych, leczniczych lub uzdrawiających choroby" często jest omijany. Według europejskiego prawa "suplementy żywnościowe" oznaczają środki spożywcze, których celem jest uzupełnienie normalnej diety i które są skoncentrowanym źródłem substancji odżywczych lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy lub fizjologiczny". Z założenia więc mają wspomagać zdrowy organizm. Tymczasem, pod wpływem sugestii, często traktujemy je jako zamienniki lekarstw. Ich skład zawiera często substancje czynne o podobnym składzie co leki. Zdarza się też, że ich ilość znacznie przekracza dawki lecznicze. Prawo niestety pozwala na wprowadzanie na polski rynek suplementów, które nie spełniają polskich norm, a które zostały wprowadzone do obrotu w innym państwie europejskim. Do zażywaniem suplementów należy naprawdę podchodzić bardzo ostrożnie. Schudnij, schudnij... 1, 2, 5 kilogramów w miesiąc. Reklamy prześcigają się w zapewnieniach, ile można zrzucić przez picie soczku, czy dosypywanie czegoś do jedzenia. Oczywiście informacje te przekazują śliczne panie, które trudno podejrzewać, że jeszcze przed pół rokiem miały rozmiar XXL. Postanowił to sprawdzić dr Thomas Ellrott, dyrektor Instytutu Odżywiania i Psychologii na Wydziale Medycyny Uniwersytetu w Getyndze. Wraz z zespołem pracowników systematycznie kupował reklamowane suplementy diety, które mają pomagać w zrzuceniu wagi. Środki zawierały między innymi L-karnitynę (która ma spalać tłuszcz), poliglukozaminę (ma go wiązać), guaranę (której kofeina ma podwyższać metabolizm), wyciąg z dziwidła (zawierający pęczniejący w żołądku błonnik), algian sodu, tabletki z błonnikiem i kilka środków pochodzenia roślinnego. Wszystkie te środki zakupiono w aptekach, więc raczej nie były podrobione. Następnie zespół przepakował je w jednakowe pudełeczka i podawał kilku grupom kontrolnym. Jedna z grup zamiast środków odchudzających otrzymywała placebo, czyli środek nieaktywny. Większość badanych w miesiąc zrzuciła od 1 do 2 kilogramów wagi. Podobny wynik osiągnięto w grupie otrzymującej placebo. Wniosek - zamiast wydawać grube pieniądze na rozreklamowane specyfiki lepiej napić się szklanki wody. Efekt będzie podobny, gdyż większość z tego co dzieje się z naszym organizmem po zażyciu "cudownego środka" dzieje się w naszej głowie. Viagra z gipsu Leki są drogie, o czym boleśnie może przekonać się każdy, kto wybrał się do apteki. Nawet na banalne przeziębienia mogą kosztować dziesiątki złotych. Nic dziwnego, że często decydujemy się na zakup znacznie tańszych zamienników, albo dziwnie tanich "oryginałów". A te w dużej części są podrobione. Polska należy do krajów wysokiego ryzyka. Podróbki pochodzą głównie zza wschodniej granicy. Mniej więcej 20 procent lekarstw na tamtejszych rynkach to zwykłe podróby, które potem przenikają do nas przez granicę. W 2009 roku celnicy zarekwirowali 10,5 tysiąca fałszywych medykamentów. Ich wartość to 39 tysięcy euro. Udało się zatrzymać tylko niewielka część przemytu. Światowa Organizacja Zdrowia ocenia, że Polacy wydają rocznie na podróbki około 100 milionów złotych. Rodzimi przedsiębiorcy nie pozostają w tyle. Mieszkaniec Ełku zarobił 50 tysięcy złotych na sprzedaży wyrabianej z gipsu Viagry. Produkował ją chałupniczą metodą w garażu i rozprowadzał w internecie i na bazarach. Miejscami, gdzie najłatwiej można natknąć się na takie wynalazki są także sex shopy. To właśnie środki na potencję są najczęściej fałszowanymi specyfikami. To jeszcze nie największy problem. Gips przeszedł pewnie przez organizm potrzebującego pomocy w pewnych sprawach pana i być może nawet pomógł mu jako placebo. Coraz częściej znajduje się w podrobionych lekarstwach nie tylko cement, cukier czy mąkę. Spotyka się też zupełnie przypadkowe ilości substancji czynnych, a nawet narkotyków. W środkach odchudzających spotkać można na przykład amfetaminę. Opakowanie prawdy ci nie powie Podróbki są już niemal nie do odróżnienia od oryginałów. To wielki biznes, więc oszuści zaopatrują się w profesjonalne linie do produkcji pigułek. Nie można ufać nawet hologramom, które też bez problemu podrabiają. Znaki firmowe nie są już gwarancją oryginalnego produktu. Wniosek może być tylko jeden - naprawdę cudowne leki to rzadkość, i nie ma co liczyć na to, że jedną pigułką pozbędziemy się problemu. Tym bardziej, jeżeli jest to suplement. Z największą ostrożnością należy też podchodzić do medykamentów oferowanych w internecie, czy na bazarowych straganach. Ryzykujemy nie tylko wydanie pieniędzy na podróbki. Ryzykujemy własnym życiem i zdrowiem. Romuald Kubik ***** Rafał Bednarczyk, dyrektor generalny UBM Medica Polska oraz członek Naczelnej Izby Lekarskiej: Żeby jakakolwiek substancja lecznicza mogła być legalnie sprzedawana w Polsce jako lek, musi zostać wpisana na listę Urzędu Rejestracji Leków. Powinna przede wszystkim przejść szereg badań klinicznych, które dowiodą, że ma ona właściwości lecznicze. Procedury te są ściśle regulowane i bardzo rygorystyczne. Żeby wprowadzić do obrotu substancję medyczną, bez poddawania jej drobiazgowej kontroli, można ją zgłosić w Sanepidzie i sprzedawać jako suplement diety. Sanepid wyrywkowo sprawdza jedynie skład i działanie zgłoszonych medykamentów. Jeśli chodzi o zakup leków pochodzących z innych krajów, na przykład przez sklepy internetowe, to jest to balansowanie na granicy prawa. Wiele zagranicznych leków nie zostało w Polsce dopuszczone do obrotu. Kupowanie ich jednostkowo i na własny użytek jest legalne, ale już sprowadzanie większych ilości czy handlowanie nimi jest ścigane.