Masalski był pracownikiem jednostki ratunkowej Strażnica Sp. z o.o. w Kędzierzynie-Koźlu, zajmującej się ochroną przeciwpożarową zakładów chemicznych. W 2006 r. wystąpił z powództwem do Sądu Pracy przeciwko pracodawcy o zapłatę wynagrodzenia z tytułu zaległych godzin nadliczbowych. Sąd zasądził na jego rzecz kwotę ponad 20 tys. zł. Egzekucja komornicza pieniędzy okazała się bezskuteczna z powodu braku majątku spółki, postawionej w stan likwidacji. Zdaniem powoda wiele wskazywało na to, że spółka w której pracował została celowo zlikwidowana by uniknąć zaspokojenia licznych roszczeń pracowniczych. W tej sytuacji Masalski pozwał o zapłatę członków zarządu zlikwidowanej firmy. W ocenie wydającej wyrok sędzi Ewy Kuczyńskiej-Hundt odpowiedzialność pozwanych "jest niewątpliwa". - Jest protokół bezskutecznej egzekucji, były wezwania do zapłaty przeciwko spółce i przeciwko pozwanym - powiedziała sędzia. Podkreśliła, że przepisy kodeksu spółek handlowych pozwalają pozwanym uwolnić się od odpowiedzialności, gdyby ci w odpowiednim czasie złożyli wniosek o upadłość spółki. - Co to jest odpowiedni czas? To jest taki czas, który umożliwia choćby częściowe zaspokojenie wierzycieli. Tutaj takiej sytuacji nie ma, bo wniosek złożony przez ostatniego prezesa został oddalony z powodu braku majątku. Czyli było zdecydowanie za późno - mówiła uzasadniając wyrok. Sprawa Masalskiego była objęta Programem Spraw Precedensowych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zdaniem wnioskodawcy na wyrok w jego sprawie czekało wielu jego kolegów, którzy są w podobnej sytuacji i teraz będą dochodzić należnych im pieniędzy. Masalskiego pro bono (bezpłatnie - w interesie publicznym) reprezentował adwokat Mateusz Boznański, którego zdaniem orzeczenie sądu jest słuszne i sprawiedliwe. - Przepis podany przez sąd w uzasadnieniu wyroku jest oczywisty - jeżeli jesteś członkiem zarządu spółki, to masz dbać o nią w taki sposób, żeby spółka spłacała swoje wierzytelności. Jeżeli nie spłacasz wierzytelności, nie potrafisz być dobrym prezesem, to odpowiadasz z własnego majątku - argumentował Boznański. Adwokat jednego z pozwanych zapowiedział odwołanie od wyroku nakazującego jego klientowi - wraz z drugim pozwanym - zapłatę za zaległe nadgodziny. - Poprosimy o pisemne uzasadnienie wyroku, i z pewnością wywiedziemy apelację. Byłem i jestem przekonany, że mój klient za to roszczenie odpowiadać nie powinien - powiedział dziennikarzom mec. Grzegorz Stasikiewicz.