W tym czasie w Szymiszowie na przepustce przebywał Georg Kampa. Udał się do Strzelec, by sprawdzić co się dzieje w mieście. Został zauważony i zastrzelony przez sowiecki patrol. W Szymiszowie, za kościołem w polu, stoi dom, w którym mieszkała Maria Grünberg. Została zamordowana 1 lutego. Brutalnie zabita została również Ursula Bartelt. Nie są znane dokładnie okoliczności jej śmierci. Do Rożniątowa sowieci wkroczyli 22 lub 23 stycznia. Dokładne daty wydarzeń są dziś trudne do ustalenia. Opodal rożniątowskiego wzgórza stoi samotny dom, w którym mieszkała rodzina Cibów. Dokonano tam egzekucji kilkunastu żołnierzy niemieckich. Pani Ciba sprzedała go później, bo nie była w stanie żyć w tym miejscu. Nie mogła zapomnieć widoku zwłok na swoim podwórzu. Egzekucji niemieckich żołnierzy dokonano również w piwnicy domu w koloni w Rożniątowie. Miała ich wskazać jedna z mieszkanek. Prawdopodobnie doszło do potyczek, bo zwłoki żołnierzy z obu armii leżały we wsi do połowy lutego. W sumie 36 ciał. Najgorsze były jednak zbrodnie dokonywane na ludności cywilnej. Młyn Herzla Według jednej z wersji to Wiktor Herzel strzelał najpierw do sowieckich żołnierzy. Dziać się to miało 29 stycznia. Najprawdopodobniej jednak to któryś z mieszkańców doniósł o przeszłości ojca rodziny. Przez pewien czas Wiktor Herzel (1881 - 1953) był zawodowym żołnierzem w armii pruskiej. Walczył podczas I wojny światowej, a jego syn, Herbert, służył w armii hitlerowskiej. Zginął niedługo po tych wydarzeniach - w marcu 1945 roku pod Niemodlinem. Sowieccy żołnierze weszli na teren gospodarstwa Herzelów i wyrzucili mieszkańców na zewnątrz. Ich płacz i krzyki usłyszał Silvester Adamik (1878 - 1945), sąsiad. Pobiegł zobaczyć co się dzieje i został zastrzelony. Pochowano go dopiero w sierpniu 1945 roku w Strzelcach. Być może jego ciało leżało do tego czasu niepogrzebane, lub złożono go tymczasowo w innym miejscu. Podczas zamieszania Wiktor Herzel został ranny. Udało mu się jednak uciec z domu przez małe okienko. Pomógł mu w tym podeszły w latach Johann Grzeschik (1881 - 1945), który sam został wyciągnięty na podwórze i postawiony ze wszystkimi na placu. Starał się przekonywać żołnierzy o niewinności mieszkańców. Bezskutecznie. Zakończyłoby się to pewnie masakrą, gdyby nie rosyjski oficer, który nadjechał w ostatniej chwili. Zaczął krzyczeć na żołnierzy. Kiedy nie dawało to skutku, po prostu wyciągnął pistolet i jednego z nich zastrzelił. Potem kazał żołnierzom się wynosić i mieszkańcom młyna dać spokój. Nie był jednak koniec tragedii. Johann Grzeschik wracał do domu z konewką mleka. Nigdy do niego nie dotarł. W połowie drogi dopadli go żołnierze, zaczęli kopać i bić kolbami. Opierał się przed wejściem do domu, by sowieci nie udali się za nim. Został zabity we własnym ogrodzie, najprawdopodobniej z zemsty przez kolegów zastrzelonego żołnierza. Udało mu się uratować resztę rodziny, chociaż jego wnuki wychowywały się bez dziadka i rodziców. Ich matka, Marianna Grzeschik zd. Koprek (ur. 1905), zmarła jeszcze w 1942 roku a ojciec, Josef, zaginął na froncie pod koniec wojny. Członkowie rodziny Herzel powtarzali potem, że przeżyli dzięki Johannowi Grzeschik. Dom rodziny Gawlik Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Wiele dni po wkroczeniu wojsk mieszkańcy Rożniątowa zorientowali się, że z komina domu Gawlików nie wydobywa się dym. Okna były zasłonięte a w oborze ryczały niewydojone krowy. W końcu sąsiedzi postanowili sprawdzić, co się stało i odkryli ciała. Są dwa scenariusze tego co się stało. Jedna z wersji mówi, że w domu przebywał niemiecki żołnierz na przepustce. Był członkiem rodziny. Kiedy do wsi wkroczyli sowieci, miał brawurowo uciec w cywilnym ubraniu w kierunku rożniątowskiego wzgórza. Żołnierze go nie dogonili. Nieszczęśliwie jednak z kieszeni wypadły mu dokumenty wojskowe, które zostały znalezione przez Rosjan. To ich rozwścieczyło i wrócili do domu Gawlików. Inna wersja mówi, że ktoś ze wsi doniósł, że w gospodarstwie Gawlików ukrywają się niemieccy żołnierze. Sowieci obstawili dom i go przeszukali. Kiedy nie znaleźli nikogo brutalnie wymordowali całą, trzypokoleniową rodzinę. Możemy tylko zrekonstruować wydarzenia. Domownicy zostali prawdopodobnie brutalnie przesłuchani. 62-letni Hyazinth Gawlik próbował uciekać, ale został trafiony kulą w głowę. Jego żonę najpierw sowieci przypalali na kuchennym piecu a potem zastrzelili. Córkom - Emmie (lat 19) i Marii (lat 23) rozpruto bagnetami brzuchy. Adolf Gawlik (30 lat) został zastrzelony na oczach żony Marii i ich dzieci. Potem zabili także ją. Kula, która ją przeszyła, zabiła także 4-letniego syna Ernsta. Najmłodsze dziecko, rocznego Alfreda, jeden z żołnierzy przebił bagnetem. W połowie lutego 1945 roku zostali pochowani na starym boisku przy dzisiejszej ulicy Brzozowej. Zbiorowa mogiła W Rożniątowie zginęli także: - Paul Pieschzan (lat 35) zginął, broniąc żonę przed żołnierzami. - Bernhard Gattner (lat 35). W czasie wojny w jego gospodarstwie pracowali robotnicy przymusowi z Ukrainy. Kiedy do wsi weszli żołnierze Armii Czerwonej, Ukraińcy mieli się skarżyć na złe warunki i traktowanie. Bernhard Gattner został zastrzelony na podwórzu przez sowieckich żołnierzy. - Franz Simon (lat 44). Nie udało się ustalić, w jakich okolicznościach zginął. We wspólnym grobie na starym boisku spoczęli wszyscy. Obok siebie leżeli żołnierze niemieccy, sowieccy i ich ofiary. Poległych żołnierzy ekshumowano 3 lata później. Żołnierzy Armii Czerwonej przewieziono na cmentarz wojenny w Koźlu. Niemieccy też powędrowali do Koźla, lecz zamiast osobnych kwater trafili do wspólnego dołu. Mieszkańcy Rożniątowa dłużej czekali na powtórny pochówek. Przez lata na starym boisku pojawiały się znicze. Dopiero w 1958 roku wydobyto ich ze wspólnej mogiły. Na rozkaz władz zostali ekshumowani i przewiezieni na cmentarz w Opolu, gdzie znów trafili do wspólnego grobu. Przez lata rodziny musiały wyjeżdżać do Opola by zapalić znicze na grobie swych krewnych. Dziś już niemal nikt nie odwiedza wspólnej mogiły mieszkańców Rożniątowa w Opolu. Większość krewnych dawno zmarło, a żyjący nie znają ich historii. Wspólna mogiła została rozplanowana, a na jej miejscu powstały nowe kwatery. Piotr Smykał Red. Romuald Kubik Artykuł powstał na podstawie wspomnień świadków i księgi zmarłych parafii św. Wawrzyńca w Strzelcach Opolskich.