- Wichura połamała trochę pędów. Za dużo jest wiatru, kilka razy też mieliśmy grad, który posiekał liście. To na pewno szkodzi. Mimo to liczę na sukces - powiedział rekordzista Polski. Najlepsze egzemplarze mają liście o szerokości 65 cm - o kilkanaście cm więcej niż w ubiegłym roku. - To kwestia doboru nasion i doświadczenia, którego nabieram coraz więcej - ocenił Styra, który w hodowli wykorzystuje krzyżówki amerykańskich roślin i wyhodowanych przez siebie egzemplarzy. Dwie dynie są na polu pod Zdzieszowicami specjalnie chronione. To kandydatki do rekordu. Jedna z nich zawiązała już owoc. "Maleństwo" zapylone pod koniec czerwca ma na razie niewiele ponad 30 cm obwodu. Dla porównania ubiegłoroczna rekordzistka miała w obwodzie ponad 400 cm. Tegoroczny wyścig o tytuł polskiej dyni - giganta rozstrzygnie się w drugą niedzielę października. Potencjalne rekordzistki są przez pana Jana doglądane codziennie. - Codziennie są obrywane trzeciorzędne pędy - tak samo jak u pomidorów - codziennie też rośliny są polewane i pryskane moimi specjalnymi nawozami. Jest dużo do roboty - relacjonował hodowca. Ubiegłoroczna rekordzistka Jana Styry ważyła 403 kilogramy. To niewiele w porównaniu z osiągnięciami Amerykanów, którzy z uprawy dyń uczynili niemalże sport narodowy. Najcięższa do dziś dynia świata ważyła ponad 760 kg i wyrosła w 2006 roku na farmie Joe Jutras'a z Rhode Island. Z kolei europejski rekord w "dyniarstwie" należy do Brytyjczyków i wynosi 661 kg.