Przypomnijmy: W sesji rady miejskiej, 19 października 2011 roku, uczestniczył jako gość radny sejmiku wojewódzkiego Dariusz Zajdel. Już po zakończeniu obrad, mówił on o kandydowaniu do Sejmu byłego burmistrza, Mariusza Stachowskiego. Zareagował na to burmistrz Mieczysław Orgacki, który uznał, że jest to naruszenie prawa - w urzędzie nie można prowadzić kampanii wyborczej. Efektem było poinformowanie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Sprawa trafiła do strzeleckiego sądu, który zakwalifikował ten czyn jako wykroczenie. Zajdel nie przyznał się do winy. Twierdził, że chciał jedynie zaproponować radnym spotkanie z kandydatem i dlatego powołał się na swoje członkostwo w komitecie wyborczym. Po przesłuchaniu świadków, czyli wszystkich dwunastu radnych obecnych na sesji, burmistrza i dziennikarki, sąd doszedł do wniosku, że Dariusz Zajdel złamał prawo i ukarał go grzywną w wysokości 500 złotych, 100 zł tytułem zwrotu kosztów sądowych i 50 złotymi opłaty. 2 marca 2012 roku wyrokowi nadano klauzulę wykonalności. Dariusz Zajdel złamał prawo, ale udowadnianie tego kosztowało nasze państwo sporo pracy i pieniędzy. Czy takie działania odciągające uwagę wymiaru sprawiedliwości od prawdziwych przestępców mają sens?