W czerwcu 2010 r. grupa powodzian z Kędzierzyna-Koźla - właściciele 132 zalanych w maju 2010 r. posesji - złożyła zbiorowe zawiadomienie o popełnieniu przez władze miasta Kędzierzyna-Koźla nieumyślnego przestępstwa polegającego na nieudolnej akcji przeciwpowodziowej. Chodziło o zalanie miejscowości Cisek, Landzmierz, Kobylice i Kędzierzyn-Koźle, w tym osiedla "Zachód" w Kędzierzynie-Koźlu. Prokuratura Okręgowa w Opolu umorzyła śledztwo w tej sprawie, uzasadniając to "brakiem znamion czynu zabronionego". Jak powiedziała rzeczniczka prokuratury śledczy przesłuchali kilkudziesięciu świadków, przeanalizowali dokumenty instytucji państwowych i samorządowych oraz opinię biegłego. Na podstawie dowodów, zgromadzonych w 56 tomach akt, mając na uwadze stan zabezpieczeń przeciwpowodziowych w czasie powodzi z 2010 r. oraz obowiązujące wtedy przepisy dotyczące sytuacji kryzysowej, prokuratura uznała, że władze miasta i powiatu zachowały się w tamtej sytuacji "racjonalnie i prawidłowo". "Działania te w danych okolicznościach nie mogły przybrać innej formy, były adekwatne do zaistniałego niebezpieczeństwa" - zaznaczyła rzeczniczka Sieradzka. Dodała, że prokurator prowadzący śledztwo stwierdził, iż "akcja przeciwpowodziowa była prowadzona rzetelnie, bardzo sprawnie, z pełnym zaangażowaniem i chęcią zmniejszenia do minimum skutków powodzi, które były nieuniknione (...)". Zdaniem prokuratury "gdyby wykonany był zbiornik Racibórz, a także gdyby do końca wybudowano wały, niewątpliwie skutki powodzi byłyby mniejsze". Władze Kędzierzyna-Koźla, a przede wszystkim ówczesna wiceprezydent Brygida Kolenda-Łabuś, która dowodziła akcją obrony miasta podczas powodzi w maju 2010 r., od początku utrzymywały, że ich postępowanie było właściwe i pozwoliło ocalić kozielski szpital oraz Polsko-Amerykańską Klinikę Serca. Prokuratora ustaliła, że w trakcie powodzi w 2010 r. "nie istniało założenie ochrony miasta czyimś kosztem". Wszystkie działania zmierzały do ochrony jak największej liczby mieszkańców i terenu, a obrany sposób ratowania centralnej części miasta spowodował najmniejsze z możliwych szkód. Zdaniem prokuratury postępowanie wykazało brak związku między działaniami władz miasta i powiatu a zalaniem terenów osiedla Zachód i części Kędzierzyna-Koźla oraz Kobylic i ościennych wsi. Śledczy ustalili, że "niezależnie od podjętych działań i tak doszłoby do zalania wskazanych obszarów". Przedstawiciel powodzian Grzegorz Fuławka oświadczył PAP, że nie będzie komentował sprawy, póki nie dostanie od prokuratury oficjalnego uzasadnienia. Zapewnił jednak, że możliwe jest, iż powodzianie będą dalej dochodzić sprawiedliwości, "nawet poza granicami kraju". Pozew zbiorowy powodzian z Kędzierzyna-Koźla, którzy domagali się ustalenia winnych zalania ich domów, początkowo trafił do Sądu Okręgowego w Opolu, który go oddalił, uzasadniając, że powodzianie powinni najpierw skierować się do urzędu marszałkowskiego. Sąd Apelacyjny jednak nakazał jeszcze raz zająć się pozwem. Decyzja prokuratury o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocna, pokrzywdzonym przysługuje prawo zażalenia.