Nowej spółce prowadzącej fabrykę od półtora roku zablokowano konta bankowe, które zresztą i tak były puste. Ludzie w miasteczku nie wierzą już w żadne obietnice. A zwłaszcza w te, że ich zakład pracy znów się odrodzi. Pracownicy upadającej fabryki, na polecenie swoich szefów udawali, że pracują przy krosnach, po to, by uspokoić przedstawicieli banków. Godzili się na to, bo ufali swoim szefom. Kolejne kredyty miały zagwarantować to, że fabryka przetrwa. Mur milczenia został przerwany w momencie, gdy po raz kolejny ludzie otrzymali zamiast pensji małe zaliczki. O powrocie do tłustych lat firmy nikt tam nie mówił, ale nowe maszyny miały dać pracę nawet 150 osobom. Maszyn nie ma, a do produkcji dywanów używano zabytkowych urządzeń z 1918 roku. W Kietrzu rynek pracy bardzo się skurczył, a bezrobotnych ostatnio zaczęło przybywać. Dotąd w gminie bez pracy pozostawało 1100 osób. Wkrótce dołączą do nich kolejne - z fabryki dywanów, która słynęła przed laty z doskonałego produktu. Kietrz dziś ma także inne problemy. Od wczoraj dzieci uczą się tylko w jednej części szkoły. Jak długo to potrwa - nie wiadomo.