Zdaniem prokuratury, w październiku 1945 roku, doprowadził on do pożaru baraku, a następnie wraz z wartownikami strzelał do ludzi gaszących obozowy budynek. Od kul strażników lub w płomieniach zginęło wtedy co najmniej 48 osób. Podczas pierwszej rozprawy Czesław G. nie przyznał się do winy. Oskarżony nie skończył składać wyjaśnień pomimo tego, że trwały one blisko 4 godziny. Jednak zdecydowanie zaprzeczył, że w obozie zginęło 48 osób, i że brał w tym udział. Jego zdaniem podczas feralnego dnia zastrzelono "tylko" trzech Niemców podczas próby ucieczki. Choć jak sam twierdzi zna to tylko z opowieści podwładnych, bowiem wtedy nie było go w obozie. Nie zgadza się także z zarzutem, że więźniowie żyli w nieludzkich warunkach. - Każdy miał łóżko, dwa koce i trzy skromne posiłki - powiedział. Kolejna rozprawa odbędzie się 27 lutego, wtedy sąd wysłucha dalszych wyjaśnień oskarżonego. Podczas procesu przesłuchiwanych będzie blisko 140 świadków. Jeśli 75-letni Czesław G. uznany zostanie za winnego, resztę swoich dni spędzi w więzieniu.