Prokuratura ustaliła, że w sylwestra, przed budynkiem, w którym mieszka emeryt doszło wcześniej do bójki między nim a innym 60-latkiem. W trakcie szamotaniny pobity mężczyzna zgubił zegarek, który napastnik zabrał do domu. Poszkodowany chciał odzyskać swoją własność i poprosił o pomoc znajomego 17-latka. Ten ostatni, w drodze do mieszkania emeryta zabrał ze sobą jeszcze dwóch innych przypadkowo spotkanych kolegów. - Zatem ten motyw rabunkowy odpada - powiedział RMF prokurator Roman Wawrzynek. W pierwotnej wersji miało dojść do napadu w mieszkaniu i tam, podczas szamotaniny, 65-latek miał użyć w swojej obronie nóż wędkarski. Zdarzenie działo się jednak nie w mieszkaniu emeryta, ale na korytarzu. - Oni nie zostali w ogóle wpuszczeni do środka - dodaje Wawrzynek. W trakcie zajścia ranny w rękę został także drugi z chłopców. Prokurator powiedział, że na podstawie tych nowych okoliczności nikt przedwcześnie nie może przesądzać, czy starszy człowiek działał w warunkach obrony koniecznej, czy też popełnił przestępstwo. Po tym zdarzeniu ponownie rozgorzała gorąca dyskusja na temat granic obrony koniecznej. Zdecydowana większość wygłaszanych opinii była jednoznaczna, że broniący się "przed bandytami" starszy człowiek miał prawo sięgnąć po nóż. Krytykowano prokuraturę za to, że ta postawiła emerytowi zarzut zabójstwa w obronie koniecznej.