Sport nigdy nie był mi obcy - spokojnie opowiada Michał Anioł, 23-latek z Dziewkowic. - Jak każdy chłopak próbowałem ganiać za piłką, ale jakoś specjalnie mnie to nie interesowało. Potem przyszła fascynacja boksem. O trzeciej w nocy potrafiłem wstawać, żeby oglądać walki na światowych arenach. Z tego zwariowania wziął się pomysł, żeby trenować właśnie ten sport. Rodzice zawieźli mnie do klubu w Gliwicach. Choć byłem początkujący, od razu przenieśli mnie do mocniejszej grupy. Przygoda z boksem nie trwała za długo - coś ze trzy miesiące ćwiczyłem. Bo najpierw do Strzelec do gimnazjum, potem do Gliwic na treningi, połączeń kolejowych zbyt wiele nie ma, więc jak wychodziłem z domu rano to z powrotem byłem późnym wieczorem. Na dłuższą metę tak się nie dało. Przygoda z siłaczami... zaczęła się sześć lat temu. Wtedy po raz pierwszy oglądałem w telewizji zawody siłaczy. To był czas, gdy ten sport zaczynał się robić modny. Spodobało mi się. Zresztą, nie tylko mi. Wszyscy koledzy podziwiali kulturystów i każdy z nas chciał być do nich podobny. Zaczynaliśmy ćwiczyć. Wiadomo, nikt dobrego sprzętu nie miał. Sztangi sami sobie robiliśmy. Jeden z kumpli miał taką w miarę fachową. Pożyczył, ale gdy okazało się, że dobrze mi to idzie, kazał oddać. W ten sposób zaczynało większość siłaczy, których znamy ze szklanego ekranu - Mariusz "Dominator" Pudzianowski czy Jarosław Dymek, mistrz Polski 2001, o którym koledzy mawiają z szacunkiem "Profesor". Amatorskie siłownie w piwnicach, sztangi z kawałka rury czy ćwiczenia w szkolnych salkach na byle jakim sprzęcie. - Na początku była sztanga z rury, na to wrzucałem pustaki po 30 kilo każdy - opowiada Michał. - Rodzice budowali wtedy dom, więc nie było problemu z materiałem. Z biegiem czasu dodawałem coraz więcej tych pustaków. Takie ćwiczenia to był jednak margines. Większość czasu po szkole spędzałem na budowie. Co z tego, że byłem gimnazjalistą, a budowlańcy to dorośli faceci? Chciałem być z nimi na równi. Choć czasami miałem dość, nie kończyłem wcześniej niż inni. Robiliśmy zawody, kto więcej pustaków załaduje na taczkę i przepcha po desce pod górę. - Michał od małego był silnym chłopakiem - mówi ojciec naszego strongmana, Jerzy Anioł. - Na szczęście nigdy tej siły nie wykorzystywał przeciwko innym. Spokojny jest, pracowity. Na tej budowie zasuwał jak inni. Nie raz przydała się jego siła. Na końcu działki było sporo piasku. Przyjechał raz sąsiad z przyczepką, żeby sobie nieco tego piasku załadować. Na przyczepkę bez problemu załadował, ale wyjechać nijak nie mógł. Przyszedł Michał i spokojnie go wyciągnął. On się chętnie roboty chwyta, co jakiś czas sąsiadowi drewno narąbie - idzie mu to błyskawicznie. Po kim on ma tę siłę? Kiedyś też mnie fascynowało podnoszenie ciężarów. Zrobiłem sobie sztangę, ale pewnego dnia, gdy byłem w szkole, babka mi ją wyrzuciła do dziury na wapienniku. Od razu biegłem, żeby ją stamtąd wyciągnąć. - Wkręciło mnie to podnoszenie ciężarów - ciągnie opowieść Michał Anioł. - Szło mi całkiem nieźle. Najpierw chciałem być najlepszy w klasie - udało się. Potem najlepszy w Dziewkowicach - też się udało. Jak miałem 18 lat, w 2005 roku, pierwszy raz wystartowałem w zawodach strongmanów, które były organizowane w Strzelcach. Ojciec mnie do tego namawiał. Mówił, że lepiej spróbować swoich sił z lepszymi. Zająłem 6 miejsce. Jak na pierwszy raz to był niezły wynik. Zwłaszcza, że w konkurencji przeciągania tira startowałem jako pierwszy. I kto zapomniał zwolnić hamulca ręcznego... Michał Anioł zaczął brać udział we wszystkich kolejnych zawodach strongmenów organizowanych przez strzelecki wydział sportu. W 2006 roku znów zajął 6 miejsce. - Ale stawka zawodników była o wiele lepsza - uzupełnia Michał. W 2007 był już czwarty, w 2008 - zajął II miejsce. - Wtedy też w czasie przeciągania tira urwałem szelki - śmieje się chłopak. W tegorocznych zawodach Michał Anioł wystąpił razem z innymi strzeleckimi zawodnikami przeciwko najsilniejszemu człowiekowi świata - Mariuszowi Pudzianowskiemu i dwóm członkom jego ekipy - Krzysztofowi Radzikowskiemu i Grzegorzowi Szymańskiemu. Rozegrano tradycyjne już konkurencje - wznosy belki, przeciąganie ważącej 14 ton ciężarówki, "spacer farmera" czyli bieg z dwoma ważącymi po 95 kg walizami oraz przewracanie opony. W czasie zawodów publiczność szalała - 22-leni chłopak z Dziewkowic deptał po piętach Pudzianowskiemu! W przeciąganiu 14-tonowego tira był gorszy od mistrza tylko o 35 setnych sekundy. Za to w przewracaniu ważącej 120 kg opony na dystansie 45 metrów zmiótł konkurencję. Czas Pudziana to 15,71 sekundy a Anioła - 14,26 s! Podczas tych zawodów Michał otrzymał od Dominatora Pudzianowskiego zaproszenie do udziału w eliminacjach do mistrzostw Polski Strong Man, organizowanych przez Pudziana. - Eliminacje odbywają się w marcu - wyjaśnia Michał. - Z tych, którzy biorą w nich udział, a jest ich około 40, wyłania się 5 najlepszych. Jeden, dwóch z nich weźmie udział w zawodach Strong Man, które można zobaczyć w telewizji. Jeśli przejdzie się przez eliminacje, ma się szansę na udział w innych turniejach siłaczy. Przeciętnie jest ich 10 w sezonie. A na koniec - Mistrzostwa Polski. Sęk w tym, że tam są rozgrywane nieco inne konkurencje niż na naszych strzeleckich zawodach. Na przykład jest wnoszenie betonowych kul na coraz to wyższe podesty, jest "uchwyt Herkulesa" czyli trzymanie dwóch opadających w przeciwne strony kolumn. Są też "normalne" konkurencje czyli "spacer farmera", przeciąganie tira, martwy ciąg czy przewracanie opony. Do marca nie zostało tak wiele czasu. Jak Michał przygotowuje się do tych zawodów? - Gdy mam na pierwsza zmianę, to po pracy idę do siłowni w OSIRze, żeby poćwiczyć na dobrym sprzęcie - mówi. - Jak mam na drugą zmianę, to ćwiczę w domu. Sprzęt o wiele gorszy, ale ważna jest systematyczność. Pięć razy w tygodniu po 2 godziny. Szef poszedł mi na rękę i od nowego roku będę mógł pracować tylko na pierwszej zmianie, żeby móc się przygotować do eliminacji. - Michał nie ma żadnej specjalnej diety - śmieje się jego mama, Elżbieta Anioł. - Je wszystko i to w dużych ilościach. Chleb, kiełbasa, słodycze. Zwłaszcza chleba je dużo, każdy posiłek nim uzupełnia. - Przed zawodami swoje menu uzupełniam specjalnymi odżywkami witaminowymi - dodaje Michał. W sprzęt nie inwestuje, poza tym co jest konieczne. - Przede wszystkim pas, żeby nie nabawić się przepukliny - wylicza. - Mam taki, ale już się rozlatuje. Przed zawodami muszę pomyśleć o nowym. Przydałyby się też jakieś ściągacze na kolana, łokcie, nadgarstki. Na razie używam zwykłych bandaży elastycznych. Chodzi o to, żeby chronić stawy. Jeszcze jakiś czas temu nie wiedziałem, że coś takiego w ogóle jest mi potrzebne. Dopiero Krzysiek Krzywelski z OSiRu mi to wszystko tłumaczył. Zresztą on też pomaga mi w treningach. Staramy się wspólnie umawiać na ćwiczenia w siłowni, Krzysiek koryguje moje błędy, podpowiada, co i jak powinienem robić. Przez te kilka lat treningów Michałowi udało się osiągnąć niezłe wyniki. Do jego rekordów należy wyciskanie 200-kilogramowej sztangi leżąc, przysiady z założoną sztangą, ważącą aż 270 kilo. Zresztą co się dziwić, biorąc pod uwagę że lekką rozgrzewką, którą rozpoczyna trening, jest podniesienie 100-kilogramowej sztangi 20 razy... Jak sam mówi, jego najmocniejszą konkurencją jest martwy ciąg, czyli trzymanie platformy, na której ustawiono ważący ok. 200 kg samochód osobowy. Najgorzej idzie mu wyciskanie sztangi leżąc. - Chcę spróbować swoich sił w eliminacjach - mówi Michał Anioł. - Może mi się uda. Jak nie, za rok znów spróbuję. Moim marzeniem jest wejście do grona zawodowców. W treningach Michała dopingują rodzice i siostra, która jako fryzjerka już zapowiada, że zadba o stylizację naszego zawodnika przed udziałem w turnieju Strong Man. Jesteśmy pewni, że gdy będzie startował w eliminacjach u Pudzianowskiego, wszyscy nasi Czytelnicy będą ściskać kciuki. Ja na pewno będę. Agnieszka Pospiszyl