Czeskie zawodówki przygotowują specjalne foldery w języku polskim, w którym zachwalają internet za 700 koron miesięcznie, 3 posiłki dziennie za 58 koron, pomoc w znalezieniu praktyk. Czesi chcą zachęcić polskich uczniów, bo brakuje im własnych - pisze "Nowa Trybuna Opolska. Średnia Szkoła Zawodowa Przemysłu Spożywczego w Jeseniku leży 10 kilometrów od Głuchołaz i 40 kilometrów od Nysy. Zawodu cukiernika, rzeźnika, piekarza, kucharza, kelnera i sprzedawcy uczy się w niej 390 młodych Czechów. Dyrekcja liczy, że w przyszłym roku uda się jej zwerbować kilkudziesięciu uczniów z Polski. Do tego samego przymierza się również tamtejsza szkoła hotelarsko-turystyczna. "Chodzi nam głównie o chętnych do nauki zawodu rzeźnika-masarza i piekarza, bo Czesi nie garną się do tego fachu" - tłumaczy wicedyrektor Frantisek Chovanec. "Wszyscy chcą być cukiernikami i kelnerami, jednak limity na te kierunki mamy wyczerpane". Limity przyjęć ustala szkole zawodowej jesenicki urząd pracy, który dostosowuje je do potrzeb pracodawców. A ci kelnerów i cukierników już nie potrzebują, natomiast chętnie zatrudniliby piekarzy i rzeźników-masarzy. Chętni poszukiwani są w całych Czechach, a teraz do nauki zachęcani są również Polacy. Czechom zależy bardzo na znalezieniu adeptów masarstwa z jeszcze jednego powodu: kilka lat temu za 18 milionów koron zbudowali znakomicie wyposażoną i spełniającą najsurowsze unijne standardy pracownię rzeźniczą. Pieniądze dał odpowiednik naszego wojewody w Ołomuńcu. Tymczasem szkół powiatu nyskiego nie stać na uruchomienie pracowni z prawdziwego zdarzenia. Młodzież uczy się zawodu u drobnych prywatnych pracodawców, którzy zatrudniają uczniów jako młodocianych pracowników. Polscy dyrektorzy czują już na plecach oddech czeskiej konkurencji. Szkolnictwo zawodowe jest wypierane z rynku, ministerstwo edukacji dąży do tego, by osiemdziesiąt procent uczniów zdało maturę. Dyrektor Chovanec z Jesenika jest optymistą. "Pierwszych polskich uczniów chcielibyśmy mieć u siebie już w przyszłym roku. A języka nauczą się u nas".