Nad psem o imieniu Jogi 36-letni Jarosław G. miał znęcać się w wyjątkowo okrutny sposób. Zwierzę miało być regularnie bite i kopane, ale nie tylko. Obdukcja w gabinecie weterynaryjnym wykazała, że pies został także zgwałcony. Dramat kilkunastoletniego amstaffa trwał od 2017 roku. O sytuacji policję zawiadomiła 22-letnia mieszkanka Opola, która pod jednym z dyskontów zauważyła mężczyznę katującego czworonoga. Kobiecie udało się ustalić tożsamość sprawcy i z tą informacją pojawiła się na miejscowej komendzie. Sprawa została zgłoszona także Towarzystwu Opieki nad Zwierzętami. - Wtedy podszedł ten mężczyzna. Zaczął wyżywać się na psie i krzyczeć, że to przez niego spóźnił się do sklepu. W pewnym momencie podniósł amstaffa na smyczy tak, że ten zaczął skowyczeć. Później rzucił nim o barierki. Przerażone zwierzę schowało się pod wózkami - opowiadała "Nowej Trybunie Opolskiej". Reakcja opolanki wywołała u niego złość. - Wtedy on zaczął mi grozić. Powiedział, że to jego pies i jeśli zechce, to go w domu powiesi - relacjonowała kobieta. Zwierzę zostało odebrane właścicielowi. Dzień później miał on za pośrednictwem portalu społecznościowego kierować groźby karalne w stronę 22-latki. - Dzień po tym on pisał do mnie na portalu społecznościowym. Groził śmiercią, mówił, że jego znajomi wiedzą, którędy chodzę - mówiła. "Nie utrzymywałem z nim kontaktów seksualnych" - Według mnie trzymałem psa w dobrych warunkach. Miał karmę, wodę, chodziłem z nim do weterynarza. Nie utrzymywałem z nim kontaktów seksualnych - zaprzeczał przed sądem mężczyzna cytowany przez "NTO". - Prawdziwe jest tylko to zdarzenie sprzed Biedronki, ale nie podduszałem psa, ani nim nie rzuciłem. Kopnąłem go dwa, może trzy razy, bo spieszyłem się wtedy do pracy, a on mnie nie słuchał. Żałuję tego, co się stało - powiedział. Jarosław G. utrzymywał, że "pies miał rany, bo gryzł się z innymi psami". Zaprzeczał także, jakoby zaobserwował krwawienie z odbytu zwierzęcia. Wersja 36-latka podważona została przez jego znajomą. Kobieta występująca podczas procesu jako świadek twierdziła, że naocznie widziała dokonywany przez Jarosława G. gwałt. - Miał w odbycie ślady świeżej krwi, odbyt jest zmieniony niefizjologicznie - mówiła Aleksandra Czechowska z opolskiego TOZ. - Wszystkie te obrażenia wskazują jednak na to, że nad zwierzęciem znęcano się permanentnie - dodała. Znęcał się nad własną matką To nie jedyne przewinienia, których dopuszczać się miał skazany. W trakcie odczytywania wyroku sędzia Amanda Leśniewska podkreślała: "Ma pan tendencję do krzywdzenia osób słabszych, czego przejawem było znęcanie nad swoją matką. To krzywdzenie jest wpisane w pana cechy charakteru". Sędzia dodała, że "zoofilia nie jest tylko nieszkodliwą perwersją", ale także "zadawaniem psu niewyobrażalnego cierpienia, które może zakończyć się śmiercią zwierzęcia". Wydany wyrok usatysfakcjonował Romę Kowalczyk. - Ten wyrok tylko potwierdza, że warto było walczyć - mówiła. - Oskarżony odpowiedział też za to, że mi groził. Przez 15 lat nie może się ze mną kontaktować, bo wróci za kratki. To daje mi poczucie bezpieczeństwa - dodała. Jogi znalazł nowy dom. Został zaadoptowany przez małżeństwo z Krakowa i otrzymał nowe imię. Teraz wabi się Rolex. - Rolex kojarzy się z czymś drogim i taki właśnie jest dla nas ten pies - zapewnia pani Anita, do której domu trafiło zwierzę. - Zrobimy wszystko, żeby miał u nas szczęśliwe dożywocie - dodała.