Jałowiecki nie zgadza się z orzeczeniami sądu lustracyjnego, który uznał, że był on w latach 70. konsultantem SB. Wydając wyrok, oparł się na esbeckim raporcie z czerwca 1973 r., według którego Jałowiecki został zwerbowany w Katowicach jako socjolog i dokonał analizy trzech ulotek. - Nie umieścił tego jednak w oświadczeniu lustracyjnym i to był jego błąd - mówili sędziowie sądu lustracyjnego. I podkreślali, że mieli dyskomfort, wydając wyrok w tej sprawie. - Bo Jałowiecki nie był tajnym donosicielem, więc trudno porównać jego postępowanie z postępowaniem tych, co kilkanaście lat donosili bezpiece, przynosząc wymierne szkody swoim postępowaniem. Ustawa lustracyjna nie daje jednak sądowi możliwości oceniania stopnia szkodliwości społecznej czynu. I to w pewnym zakresie wada tej ustawy - powiedział sąd. Dla Jałowieckiego ponowne napisanie w oświadczeniu lustracyjnym, że nie współpracował ze SB, jest sprawą honoru. - Nie mam pojęcia, czy przez to moja sprawa znów będzie rozpatrywana. Nie wiadomo, co będzie. Ale przecież nawet w więzieniu można się bronić do samej śmierci - komentuje Jałowiecki. W 1980 r. współtworzył opolską "Solidarność". Na pierwszym zjeździe w 1981 r. został przewodniczącym zarządu regionu. Po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywał się, tworzył konspiracyjne struktury. Złapany w maju 1982 r., został skazany na 10 miesięcy więzienia. Po wyjściu, nękany przez SB, zdecydował się na emigrację. Pracował w Radiu Wolna Europa. Wrócił do Polski w 1994 r. W 1998 r. został marszałkiem województwa z ramienia AWS, a w 2004 r. jedynym opolskim eurodeputowanym z listy PO.