Tu mieszkają państwo Barbara i Masakatsu Yoshida. Ona Polka, on Japończyk. Od jakiegoś czasu organizują spotkania kultur. Polacy pokazują swoje tradycje, Japończycy - swoje... Wszyscy przy tym dobrze się bawią. Zaczęło się od młynka Masakatsu studiował filologię słowiańską w Sapporo. W 1980 roku wyjechał do Polski na studia doktoranckie. Trafił do Łodzi, tu obcokrajowcy uczyli się języka polskiego. Nadszedł stan wojenny i trzeba było wyjechać... Co spowodowało, że wrócił i to już po kilku miesiącach? Tęsknota za Polską czy za pewną dziewczyną? Wersja oficjalna jest taka, że przyjechał dokończyć swoją pracę naukową i założyć Towarzystwo Polsko-Japońskie. O tym, że został tu "na zawsze" przesądziła jednak miłość... - Żonę poznałem u znajomych. Przyszła do nich pożyczyć młynek do kawy - opowiada pan Yoshida. - I jakoś tak wyszło, że zaprosiła mnie na tę kawę... W ten sposób ich drogi się zeszły. Barbara (krapkowiczanka) i Masakatsu (chłopak spod Tokio) są małżeństwem od ponad 20 lat. W ubiegłym roku kupili dom w Poznowicach, ale nie prowadzą tu spokojnego życia... - Zawsze jest u nas dużo gości - śmieje się pani Barbara. - Dlatego tu, w tzw. wiejskim zaciszu, chcemy stworzyć Centrum Konferencyjne dla Japończyków. Masakatsu od pierwszych dni pobytu w naszym kraju postawił sobie za cel propagowanie kultury kraju rodzinnego - powołał do życia Ośrodek Języka i Kultury Japońskiej. Mieści się on przy Muzeum Archeologicznym w Łodzi. Chce też Japończyków zaznajomić ze swoją drugą ojczyzną. We wszystkich przedsięwzięciach dzielnie pomaga mu żona. Szła dzieweczka... na sushi Od lat państwo Yoshida opiekują się japońskimi wolontariuszami, którzy trafiają do Polski za pośrednictwem ICEA lub JOCA, by uczyć u nas japońskiego. Organizują polsko-japońskie spotkania, warsztaty, pokazy. W ubiegłym tygodniu w swoim poznowickim domu gościli kolejną 11-osobową grupę z Kraju Kwitnącej Wiśni. W Kamieniu Śląskim wolontariusze spotkali się z młodzieżą szkolną. Uczyli najmłodszych japońskich słówek, tworzyli wspólnie orgiami. Sami też poddali się gruntownej edukacji. W Poznowicach przeszli "śląską" szkołę, która zaczęła się od wspólnego śpiewania "Szła ołmeczka do laseczka" - zmienionej wersji popularnej piosenki... Zajęli się też zgłębianiem tajników kulinarnych. - Jak robić kluski uczyła Zdzisława Jureczko, tradycję śląskiego kołocza przybliżyła gościom Anna Gwóźdź, Hildegarda Tomaszowska zdradzała tajemnicę przygotowywania ziołowych herbat, ja pokazałam jak się kisi ogórki (według przepisu mojej siostry, z curry) - wymienia Barbara Yoshida. Do Poznowic przyjechali też warmątowiczanki, by drzeć pierze i robić wianki. Simona Bieniek, Denis Macioszek i Anna Gucz zaprezentowali repertuar śląskich piosenek. Japończycy nie pozostali dłużni: częstowali oryginalnym sushi, zaprosili też do udziału w rytuale parzenia herbaty... Różnice się zacierają Yui Akiyama podziwia poznowicką zieleń i spokój - w Osace, skąd pochodzi, tego nie ma. W Polsce mieszka dopiero od 3 miesięcy... Zafascynowała się ją jeszcze w Japonii. - Przeczytałam książkę o waszym kraju - mówi. - Bardzo mnie ona zainteresowała. Marzyłam o tym, by tu przyjechać. Polskiego uczyła ją koleżanka, Polka studiująca w Osace. - Chciałabym uczyć się na polonistyce - zdradza swoje plany Yui. - Zostać tłumaczką. Uwielbiam waszą literaturę, podoba mi się proza Doroty Masłowskiej... Lubię też żurek i pierogi! Sprawnie posługuje się polszczyzną. - Choć wymowa ż, sz, cz... dla Japończyka jest bardzo trudna. W naszym języku nie ma takich dźwięków - śmieje się Yui, starając się precyzyjnie powtórzyć polskie głoski. Na początku pobytu na każdym kroku zaważała różnice dzielące nasz kraj od dalekiej Japonii. - Teraz one się zacierają... - przyznaje. Może dlatego, że Yui, tak jak Masakatsu, czuje się już w Polsce jak w domu. Beata Kowalczyk