Takimi słowy rozpoczyna się testament księcia opolskiego Mikołaja II spisany w ostatnich chwilach jego życia. Mimo że do stracenia Piasta doszło w Nysie, to niezwykłe historyczne wydarzenie ma też związek z ziemią opolską. Książę i kat W czerwcu 1497 roku w Nysie odbył się zjazd książąt śląskich. Miał on na celu ustalenie sposobu, w jaki lokalni władcy mieli dokonać hołdu ówczesnemu królowi czeskiemu, Władysławowi Jagiellończykowi. Na spotkaniu omawiano też zagrożenie ze strony Turcji i potwierdzenie przywilejów dla księstw śląskich. W nyskim ratuszu zebrała się śmietanka towarzyska z biskupem wrocławskim Janem IV Rothem włącznie. Kroniki dokładnie podają przebieg wypadków. Obrady rozpoczęły się 26 czerwca 1497 roku. Po czterech godzinach rozmów książę Henryk otrzymał dwa listy, które chciał przeczytać na osobności. Ogłoszono więc przerwę w obradach, a Henryk udał się do osobnej komnaty. Podejrzliwy Mikołaj, po krótkiej rozmowie ze swoim zausznikiem, niejakim Neühaüserem, uznał, że owe listy muszą zawierać rozkaz jego uwięzienia. Ta próba uzasadnienia dalszych czynów księcia budzi jednak wątpliwości. Gdyby takie rozkazy zostały naprawdę wydane, doręczono by je raczej księciu Kazimierzowi Cieszyńskiemu lub biskupowi, którzy zjazd organizowali. Może więc Mikołaj II podejrzewał, że listy zawierały informacje kompromitujące go, które mogły stać się podstawą do aresztowania? Tego można dziś się jedynie domyślać. Wydobył ukryty pod szatami sztylet Według kronik, Mikołaj II wydobył ukryty pod szatami sztylet i krzycząc "Zdrajcy!" zaatakował stojącego w pobliżu ówczesnego starostę generalnego na Śląsku Kazimierza Cieszyńskiego. Kolejną ofiarą stał się Jan IV Roth, którego książę zranił w brzuch. Biskupa przed śmiercią uratował Jan Bischofsheim, uniemożliwiając księciu zadanie kolejnego ciosu. Mikołaj II znów rzucił się na swoją pierwszą ofiarę, która co sił uciekła z miejsca obrad. Dopadł ją przed jedną z sal znajdującą się na pierwszym piętrze ratusza. Pchnięcie sztyletem udaremnił mu starosta kłodzki, Jan Pannwitz, który wyrwał Mikołajowi broń z ręki. Nagle przy księciu pojawili się jego słudzy, którzy chcąc ocalić mu życie, pomogli w przedostaniu się do kościoła św. Jakuba, który znajdował się nieopodal ratusza. Książę liczył na prawo azylu, które nie pozwalało zatrzymać przestępcy chroniącego się w przybytku Bożym. Wieści o próbie morderstwa w ratuszu szybko rozeszły się po całej Nysie. Uzbrojeni w miecze i dzidy mieszczanie tłumnie wdarli się do kościoła, gdzie przed ołtarzem leżał książę Mikołaj. Prawo azylu zostało złamane, a pozwolić miał na to sam biskup wrocławski. Mieszczanie wyciągnęli księcia ze świątyni za pomocą sieci. Doprowadzono go do ratusza, gdzie Henryk Ziębicki pokazał mu otrzymane listy, które nie zawierały żadnych wzmianek o aresztowaniu Mikołaja. Schwytanego uwięziono w nieistniejącej dziś wieży brackiej. Pozbawiono pożywienia, wody oraz okrycia wierzchniego, które zdarł z niego motłoch w kościele św. Jakuba. Wydano zgodę, by odwiedził go kapelan, na którego wyznaczono kanonika wrocławskiego Henryka Fulštejna. Uczestnicy zjazdu postanowili, że Mikołaj odpowie przed sądem ławniczym w Nysie, który osądzi go za targnięcie się na królewskiego starostę i biskupa. Zapadł wyrok śmierci poprzez ścięcie mieczem kata miejskiego. Wyrok ów zapadł wbrew obowiązującemu w Nysie prawu sądowniczemu. Wielmożów nie przekonała ani propozycja okupu w wysokości stu tysięcy złotych węgierskich, ani argumenty, że księcia sądzić może jedynie trybunał królewski. Ściął książęcą głowę jednym sprawnym ruchem 27 czerwca, w dniu egzekucji, przed ratuszem nyskim rozłożono czerwone płótno. Plac wypełnił tłum mieszkańców, a z okien ratusza całemu wydarzeniu przyglądali się uczestnicy zjazdu książąt. Mikołaj modlił się chwilę, a następnie na ziemi nakreślił znak krzyża. Podniósłszy się, zdjął podarowany mu poprzedniej nocy przez jednego ze szlachciców płaszcz, po czym uklęknął, próbując zebrać do jednej ręki włosy, tak by odsłonić kark. Drżąc jednak ze strachu, nie potrafił tego uczynić. Kat podał mu swoją czapkę i ukrył w niej włosy, po czym ściął książęcą głowę jednym sprawnym ruchem. Ciało spoczęło w kościele franciszkańskim w Opolu. Współcześni mu kronikarze nie wspominają postaci Mikołaj II zbyt ciepło. Pisarz miejski Brzegu relację o ścięciu księcia zakończył stwierdzeniem: A wielu ludzi uważało, że doszło to do skutku za przyzwoleniem boskiego. Bowiem był on gwałcicielem dziewic [...] i do tego od kilku lat żyjącym bez spowiedzi. Jan Froben pisze: nie było grzechu, który byłby dla niego zbyt wielki do popełnienia. Powszechnie oskarżano go o okrucieństwo, rabunki i uciskanie poddanych.