Z biografią Zdzisława Stahla zapoznał opolan prof. Stanisław Nicieja, który w 1989 r. na łamach "Trybuny Opolskiej" opublikował artykuł pt. "Twórca archiwum katyńskiego". Zdzisław Stahl urodził się 10 lutego 1901 r. we Lwowie. Jego ojciec był wiceprezydentem tego miasta. Zdzisław, jako młody chłopak, brał udział w obronie Lwowa, a potem uczestniczył w wyprawie na Kijów. W 1924 r. uzyskał doktorat z prawa, kontynuował studia w Paryżu i Rzymie. Szerokiej opinii publicznej dał się poznać jako publicysta polityczny. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa ukrywał się, a aresztowany przy przekraczaniu granicy - był więźniem lwowskich Brygidek i moskiewskiej Łubianki, skąd wywieziony został na Kołymę. Po pewnym czasie trafił do armii gen. Andersa. Z końcem wojny Zdzisław Stahl podejmuje decyzję o pozostaniu w Londynie i kontynuowaniu tutaj działalności publicystycznej i społecznej. Za temat najważniejszy uznał dokumentowanie zbrodni katyńskiej. Zbierał więc wszelkie na ten temat materiały i organizował swoiste archiwum katyńskie. Na tej podstawie w 1949 r. napisał książkę "Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów" - przez całe dziesięciolecia uznawaną za najpełniejszą i najbardziej wiarygodną książkę na ten temat. Zdzisław Stahl zmarł w Londynie 13 listopada 1987 r. *** Profesorowi Niciei w trafieniu na szymiszowski ślad pomógł przypadek. Udzielając wywiadu "Gazecie Krakowskiej" prof. Nicieja - po sukcesie wydawniczym swej książki "Cmentarz Łyczakowski" - wspomniał o zamiarze napisania książki o Cmentarzu Orląt Lwowskich. Wtedy odezwała się Anna Dąbrowa-Kostka, której dziadek (a ojciec Zdzisława Stahla) jest pochowany na tym lwowskim cmentarzu. Swój list do prof. Niciei zakończyła przypomnieniem biografii twórcy archiwum katyńskiego i informacją: Zdzisław Stahl zmarł w Londynie, pochowany jest - zgodnie z ostatnią wolą - przy swojej matce, w Szymiszowie koło Strzelec Opolskich - na wygnaniu. Matka, Zofia Stahlowa, trafiła do Szymiszowa w kwietniu 1945 r. Zmarła tu dwa lata później. *** Cmentarze naszych wiosek, rozszczepienie widzialnego od pogrzebanego, teraźniejszości od przeszłości - napisał w jednym z wierszy wybitny, pochodzący z podstrzeleckiej Rozmierzy, poeta Jan Goczoł. Cmentarz w Szymiszowie, niedaleko muru, piąty rząd od końca. Przy mogile z dwoma kamiennymi krzyżami starszy mężczyzna, odwróciwszy się tyłem do wiatru, cierpliwie próbuje zapalić znicz. Nie, to nikt z rodziny. - Jestem obcy - odpowiada zagadnięty i szybko dodaje, jakby poprawiając się: To znaczy nie jestem obcy. Jestem tutejszy, z Kamienia Śląskiego. *** Mężczyzna przy mogile Zofii i Zdzisława Stahlów to Norbert Lysek, dziś dyrektor w Instytucie Ceramiki i Materiałów Budowlanych. Wcześniej, przez długie lata dyrektorował Śląskim Zakładom Przemysłu Wapienniczego w Tarnowie Opolskim. Jeden z zakładów tej firmy był w Szymiszowie. To z tamtego czasu pochodzi powód corocznych odwiedzin grobu Stahlów. - W tym roku - mówi Lysek - w dniu Wszystkich Świętych nie będzie mnie na Opolszczyźnie, więc wpadłem do Szymiszowa zapalić znicz wcześniej. Robię to od wielu lat. A zaczęło się od tego, że ponad dwadzieścia lat temu, po artykule prof. Niciei, przyjechałem na ten cmentarz. Płyta była nadkruszona i obsunięta, nie miała napisu informującego, że oprócz Zofii Stahlowej spoczywa tu też jej syn Zdzisław (urnę z jego prochami złożono tu w 1988 r.). Jako dyrektor "Wapienników" czułem się współodpowiedzialny za godne upamiętnienie miejsca pochówku tak ważnej, zasłużonej postaci. Wiedziałem od Niciei, że profesor Stahl w Londynie pisał swą książkę o Katyniu anonimowo, bo miał rodzinę w Polsce i bał się o nią. Ja zaraz po wojnie byłem smarkaczem, ale dobrze pamiętam, ile wtedy było strachu i niepewności - tak wśród nas, Ślązaków, jak i wśród repatriantów, którzy musieli opuścić rodzinne strony i podobnie jak my nie byli tu pewni swego jutra. *** Proboszczem szymiszowskiej parafii był wówczas ks. Jan Buhl, dziś proboszcz w Strzeleczkach. Ksiądz przechowuje korespondencję z rodziną profesora Stahla i zezwolenie z Konsulatu Generalnego PRL w Londynie na przeniesienie urny z prochami do Szymiszowa. Urnę złożono do grobu Zofii Stahlowej, ale na kamiennej płycie wciąż widniało tylko jej nazwisko. Ksiądz pamięta, że złożenie tej urny w Szymiszowie, czyli taki polski pogrzeb, odbyło się 9 marca 1988 r. Natomiast rok wcześniej, w kilka dni po śmierci prof. Zdzisława Stahla, w Krakowie odprawiona została msza św. za jego duszę. W Krakowie, bo tu mieszkało wielu byłych studentów profesora, wielu znajomych jeszcze z okresu lwowskiego. Ale na krakowskiej mszy była tylko najbliższa rodzina. Znajomi nie przyszli. Z ostrożności. Żeby przypadkiem nie podpaść z powodu uczestnictwa we mszy za autora emigracyjnej książki o Katyniu. - A w parę miesięcy później, w takim maleńkim Szymiszowie - wspomina bratanica prof. Stahla, Anna Dąbrowa-Kostka - na wsi, w powszedni biały dzień, ludzie nie bali się przyjść na uroczystość złożenia urny i pożegnać profesora, o którym wiedzieli tylko tyle, że całe życie walczył o katyńską prawdę. *** - Ja nie jestem sentymentalny - mówi Norbert Lysek - ale po tamtej pierwszej wizycie na szymiszowskim cmentarzu uznałem, że trzeba koniecznie zrobić nowy nagrobek, a na płycie umieścić informację, że pochowana tu jest nie tylko Zofia Stahlowa, ale także jej syn, profesor Zdzisław Stahl. Pamiętam, że powołaliśmy nawet specjalny komitet organizacyjny, zaczęto zbierać pieniądze, poprosiłem znanego opolskiego architekta, lwowiaka Zbyszka Trzosa, aby zaprojektował nagrobek... I niedługo potem odbyło się uroczyste poświęcenie tego miejsca, z mojego zakładu grała orkiestra dęta. Teraz każdy, kiedy tu trafi, może przeczytać, że w tej mogile spoczywa nie tylko wdowa po prezydencie Lwowa, ale także jej syn, prof. Zdzisław Stahl - polityk, publicysta, dokumentalista zbrodni katyńskiej. Piotr Weber