PZD do tej pory działał w oparciu o przywileje nadane jeszcze w czasach PRL-u. Trybunał zakwestionował monopol tej organizacji na przydzielanie działek i zarządzanie nimi. Za niekonstytucyjny uznał także przepis, który zamykał drogę dawnym właścicielom do odzyskania gruntów pod ogrodami oraz ten zwalniający działkowiczów z opłat i podatków na rzecz samorządu. Wyrok wejdzie w życie za 18 miesięcy. Jest to czas, jaki ma parlament na przygotowanie nowych przepisów. Obecnie właściciele gruntów, czyli w większości gminy, muszą tolerować faktyczne władztwo PZD nad swoimi terenami. Nie mają prawa nawet do symbolicznej odpłatności za użytkowanie ich przez działkowców. - W Strzelcach ogrody działkowe zajmują 55 hektarów - mówi Maria Omielańczuk, dyrektorka Gminnego Zarządu Mienia Komunalnego. W Leśnicy działki zajmują 4,3 hektara, w Zawadzkiem - 16. W większości przypadków miejscowe plany zagospodarowania przeznaczają te grunty właśnie na ten cel. Są jednak wyjątki. Kilkanaście arów w Strzelcach i prawie 2 hektary w Leśnicy przeznaczone są pod usługi i budownictwo jednorodzinne. Do tej pory gminy nie mogły wyprosić z tego terenu działkowców, bez zgody warszawskiego szefostwa PZD. Gdyby parlament nie uchwalił nowych przepisów, gminy całkowicie odzyskałyby swobodę dysponowania swoimi ziemiami. Mogłyby więc zawrzeć z działkowcami umowy dzierżawy, a ci będą zapewne płacić czynsz dzierżawny. Mogłyby też tereny pod ogrodami sprzedać. - Boimy się stracić nasze ogródki, jeśli znajdzie się chętny, żeby postawić tu market czy fabrykę - mówi Hildegarda Szalecka, która od 25 lat uprawia jeden z ogródków przy ul. Bocznicowej w Strzelcach. - Każdy z nas dba o ten swój kawałek, włożył w niego wiele serca i pracy, szkoda by było nagle to stracić. Większość działkowców z terenu powiatu strzeleckiego może spać spokojnie. - Na razie nie planujemy jakichkolwiek ruchów w kierunku likwidacji ogrodów działkowych - zapewnia Maria Omielańczuk. - Jesteśmy w trakcie rozmów z PZD o przekazaniu gminie w zarząd 4 hektarów przy ul. Toszeckiej w Strzelcach, które teoretycznie stanowią część ogródków, a praktycznie od ćwierćwiecza nie są zagospodarowane. Inną kwestią są opłaty, jakie ponoszą działkowcy. W naszym powiecie płacą oni średnio 120 zł rocznie. Kwota ta pokrywa koszty oświetlenia alejek czy napraw płotu wokół ogródków, a także obowiązkowej daniny dla oddziałów wojewódzkiego i krajowego PZD. Działkowcy nie płacą ani podatku od nieruchomości (jak właściciele ogródków przydomowych), ani rolnego. Tymczasowy brak ustawy może otworzyć drogę do ich pobierania. Gdyby gmina Strzelce wprowadziła w tym roku podatek od ogrodów rolnych, pani Hildegarda za swoją działkę o powierzchni 3 arów (300 m2) zapłaciłaby rocznie 48,75 zł (według stawki podatku rolnego) lub 51 zł (jeśli opłata wynosiłaby tyle samo, ile podatek od nieruchomości). - Jak wejdą przepisy nakazujące płacić podatek za te moje 3 ary grządek, to będę płacić. Wolę to, niż stracić działkę - mówi Hildegarda Szalecka. - Pytanie tylko, jak by taki podatek liczyć - zastanawia się pan Aleksander, również działkowiec. - Od powierzchni czy tego, co na działce się znajduje? Gdy 30 lat temu przejmowaliśmy z żoną nasz ogródek, powiedziano nam jasno, że mogą na nim być grządki i trawa oraz mała altanka. Taki składzik na narzędzia i miejsce, gdzie można się schować przed deszczem. Wystarczy przejść się pomiędzy ogródkami, żeby zobaczyć, jakie chałupy co poniektórzy wystawili. Tu nie trzeba mieć pozwoleń budowlanych, żeby sobie domek postawić. Są tacy, co mają podpiwniczone budynki po 100 i więcej metrów kwadratowych. To nie są działkowicze, tylko właściciele daczy... Działkowcy z niecierpliwością oczekują teraz na wynik prac parlamentarzystów. Mają nadzieję, że nowe przepisy pozwolą im nadal użytkować swoje ogrody. Gminy z kolei mają nadzieję, że nowe przepisy zabezpieczą interes samorządów. POS