Sześć lat temu, 28 stycznia, został przygnieciony przez zawalony dach katowickiej hali. Odbywała się w niej wystawa gołębi. Zginęło wówczas 65 osób, a 144 zostały ranne. Niektórzy ludzie potracili nogi, ręce... Zostali kalekami na całe życie. Jan Matys miał szczęście. Doznał "tylko" zmiażdżenia miednicy. Dziesięć centymetrów dzieliło go od belki, która mogła odebrać mu życie. To były najdłuższe chwile w życiu - Leżałem przygnieciony blachą przez 5 godzin. To były najdłuższe chwile w życiu - opowiada. - Prawą nogę miałem przyciśniętą "na amen". Gdyby mi ją obcięło, wykrwawiłbym się na śmierć. Niesamowicie trzepało mną z zimna. Ucisk spowodował, że po jakimś czasie zupełnie straciłem czucie od pasa w dół. Pode mną leżała drewniana płyta. Temperatura, jak później się dowiedziałem, sięgnęła minus 20 stopni. Myślałem, że już z tego nie wyjdę... Pan Jan myślał o weselu syna, które miało się odbyć we wrześniu. W międzyczasie rozmawiał z ludźmi, którzy przeżyli i krzykiem dawali znać o sobie. - Co chwilę dzwonił mój telefon, ale nie byłem w stanie go odebrać, bo miałem wykręconą prawą rękę, a o głowę opartą blachę. Wreszcie za plecami przepchnąłem aparat do lewej ręki i odebrałem... Rodzina przez trzy godziny nie wiedziała, czy przeżyłem. "Dla mnie to był koszmar..." - Dla mnie to był koszmar... - wspomina Gabriela Matys, żona poszkodowanego. - Po takiej tragedii człowiek zaczyna bardziej doceniać obecność bliskich... Jan Matys trafił najpierw na 9 dni do szpitala w Zabrzu, potem przez 7 tygodni leżał w Opolu. Dziś jest już zdrowy. Jego kolega nie miał tyle szczęścia. W wieku 38 lat stracił nogę i część miednicy, dlatego nie da się mu nawet założyć protezy. Co gorsza, ciągle jeszcze nie otrzymał należnej rekompensaty za utratę zdrowia. - Do dziś nie jest zakończona sprawa odszkodowań. Wiele osób czeka na wynik końcowy ciągnących się spraw w sądzie - mówi ks. Józef Żyłka, krajowy kapelan hodowców gołębi. - Związek hodowców, na ile był w stanie, pomógł finansowo poszkodowanym. Msza św. za wszystkie ofiary W minioną sobotę ks. Żyłka odprawił w Kluczu mszę św. za wszystkie ofiary zawalenia hali: pochodzące z Polski i zagranicy. Przybyło na nią kilkadziesiąt osób wraz z przedstawicielami ze sztandarem PZHGP. - Szkoda, że niektórzy zapominają, że zostali ocaleni. Nie pamiętają, aby podziękować Bogu i ludziom - przyznaje ks. Żyłka. - Mam nadzieję, że w niedzielę palmową, kiedy będziemy modlić się w intencji hodowców gołębi z okazji 60-lecia opolskiego okręgu, do Klucza przyjedzie znacznie więcej osób. Ci, którzy pojawili się w sobotę na mszy, przyznali, że świętują swoje drugie urodziny... Tam, w Katowicach, otrzymali nowe życie. JL