Jak to możliwe, że stacja znana z hołdowania "politycznej poprawności" III RP, nigdy dotąd nie naruszająca żadnego z tabu wyznaczonych przez michnikowszczyznę, nagle emituje film pokazujący Polakom, czym była bezpieka i jej tajni współpracownicy, i to na przykładzie arcykłopotliwym dla "Gazety Wyborczej" i Adama Michnika osobiście? I mało, że emituje, to w serwisach przez cały dzień powtarza fragment wywiadu ze współautorką filmu, mówiącą, że Polska współczesna upchała pod suknem straszliwe nieprawości, że takich Maleszków było w peerelu sto tysięcy, i wszyscy oni żyją wśród nas, są szantażowani i sami szantażują, że, krótko mówiąc, wskutek zaniechania rozliczeń z peerelem, jego podłości trwają i rzutują na nasze życie nadal? Rzecz sama w sobie przedziwna. Jeszcze dziwniejsza okazała się reakcja "Gazety Wyborczej". Kilku jej dziennikarzy było na warszawskiej premierze filmu; wychodzili z grymasami niesmaku, rzucając frazy w rodzaju "tak, teraz to Leszka każdy może zabić". Wydawało się, że już układają w głowie artykuły o tym, że film jest "podłością", że używanie ukrytej kamery budzi niesmak i odrazę, a czepianie się Maleszki, który dawno już odpokutował swe winy, to obsesja, że w ogóle nie chodzi tu o Maleszkę, tylko o "nienawiść" niewątpliwie stojących za filmem polityków PiS do "Gazety Wyborczej" i III RP. Tymczasem, i to chyba najbardziej wszystkich zdumiało, reakcją "Gazety Wyborczej" na emisję kompromitującego ją filmu było nie tylko spóźnione o siedem lat pozbycie się Maleszki, ale także utrzymany w bardzo pokornym tonie artykuł Ewy Milewicz, w którym TVN-owski film określany jest jako dzieło znakomite i wybitne. Jeśli komuś tego mało, to tydzień później zamieściła "Gazeta Wyborcza" wielki artykuł zachwalający nowe, misyjne produkcje TVN - planowane filmy o śmierci generała Sikorskiego, ale także kontynuację "Trzech kumpli". Kto naiwny, uwierzy, że to przypadek. Kto jednak uważnie śledził politykę redakcyjną "Wyborczej" (choćby na tak odległym do polityki przykładzie, jak portal internetowy "Nasza klasa") uzna nagłą chwalbę dla TVN za przemyślany i jednoznaczny sygnał kapitulacji. Co wydaje mi się najważniejsze - trudno by oczywiście taki zakład rozstrzygnąć, ale mógłbym się założyć o wszystko, jak to się mówi, rękę bym sobie dał obciąć, że gdyby film wyprodukowała i wyemitowała TVP, a sceny z Maleszką powtarzane były nie w serwisach TVN 24, ale, dajmy na to, w "Misji specjalnej", odpowiedź gazety byłaby diametralnie odmienna - właśnie w duchu opisanych wyżej pierwszych reakcji jej pracowników, tudzież mędrkowań Tomasza Lisa, że wprawdzie Maleszka podły, ale jeszcze podlejsze, gdy się nim "dowala" gazecie. Nie można powyższej sytuacji nie uznać za dobitny znak wielkiej zmiany w (jak to nazwał sławny socjobiolog) "hierarchii dziobania" polskich mediów. "Agora" już nie jest tą kurą, która może dziobać wszystkie inne, a jej nikt się dziobać nie ośmiela. Owszem, wciąż ma znaczącą pozycję w stadzie, ale dziobnięta przez ITI już nie ośmiela się oddać, tylko przybiera "postawę uległości", sygnalizując pogodzenie się z korektą hierarchii. Dariusz Gawin zauważył tę zmianę już jakiś czas temu, pisząc, iż serce obecnej władzy nie bije już w "Agorze", ale w "ITI". Pewnie nie spodziewał się, że słuszność jego rozpoznania zostanie udowodniona w tak spektakularny sposób.